O tym, że po kilku latach chińskiej hossy będzie musiała przyjść i bessa, wiedzieli wszyscy. Ale – jak się okazuje – mało kto się na nią przygotował. W ofercie producentów niezmiennie dominują wyroby dedykowane rynkom azjatyckim – brak kupców i duże „zapasy magazynowe” już skutkują wyprzedażami sięgającymi nawet 50%. Dodatkowo kryzys pogłębia odczuwalne w skali globalnej spadające zainteresowanie biżuterią w ogóle: „Dziś już mało kto potrzebuje biżuterii, a zwłaszcza tak niszowej jak ta zdobiona bursztynem. Dziś klienci kupują to, co jest dobrze wypromowane, tzn. ma rozpoznawalną markę lub pojawia się w reklamach i mediach społecznościowych” – zauważa Aretha Kołodziejczyk z firmy Boruni posiadającej sieć salonów specjalizujących się w biżuterii z bursztynem.

Po odpływie klientów z rynku chińskiego branża upatruje „ratunku” ze strony kupców z Europy i USA – jednak dla nich bursztyn, mimo spadku cen, ciągle jeszcze jest zbyt drogi. I chyba mało interesujący – przynajmniej w tradycyjnym wydaniu. „Coraz więcej klientów kupuje naszą biżuterię nie dla samego bursztynu, ale przede wszystkim ze względu na wysoką jakość wzornictwa i wykonania. Cena nie jest decydującym czynnikiem” – przekonuje Marcin Wesołowski, właściciel firmy NAC Amber.

Zmiana myślenia o biżuterii bursztynowej nie powinna być dla producentów – którzy w krótkim czasie potrafili przestawić produkcję z dedykowanej rynkowi amerykańskiemu, czyli taniej i niewymagającej wzorniczo, na potrzeby rynku chińskiego, czyli drogiej i ekskluzywnej – zbyt wielkim problemem. Gra idzie bowiem nie tylko o przyszłość pojedynczych firm, ale i całej branży. „Rozwój indywidualnego i charakterystycznego stylu wzornictwa opartego o odpowiednią jakość wyrobu daje perspektywy na dalszy rozwój, ale też gwarancję, że jako branża nadal będziemy się liczyć na światowym rynku jubilerskim” – przekonuje Adam Pstrągowski, prezes S&A. Więc skoro już sytuacja zmusza do przeczekania, to warto przeczekiwać czas bessy aktywnie: umacniając pozycję firmy na rynku i dbając o wizerunek całej branży.


Polecamy: 

Zrozumieć potrzeby klientów – rozmowa z Marcinem Wesołowskim