Badania sonarowe w okolicach Parczewa potwierdzają obecność bursztynu. Ile go jest i na jakiej głębokości zalega dowiemy się wiosną, kiedy powstanie odpowiedni raport. Tymczasem Gdańsk i Parczew zacieśniają współpracę, przygotowując się na moment uruchomienia wydobycia.
Złoża bursztynu na Lubelszczyźnie niezmiennie budzą ogromne emocje. Obawy, że Lubelszczyzna zostanie wykorzystana jako zaplecze surowcowe dla producentów z Gdańska, a starosta parczewski Waldemar Wezgraj podejmuje decyzje kierowany pragnieniem reelekcji, są tam ogromne. Nastroje wzmaga również przekonanie, że mieszkańcy gmin Parczew, Siemień śpią na złocie – i obawiają się, że ktoś im to złoto zechce ukraść. Albo przynajmniej oszukać. Dlatego ceny działek, co do których istnieje podejrzenie o obecność bursztynu, rosną. Sprzedawać ich raczej nikt nie myśli – ich właściciele tak się przygotowują do potencjalnej dzierżawy.
Tymczasem tak naprawdę nie ma jeszcze żadnych dowodów na to, że te szacowane przez Państwowy Instytut Geologiczny ponad 1000 ton rzeczywiście tam zalega. „Wykonane niedawno wstępne próbkowanie metodą sonarową na wybranym terenie potwierdziło obecność bursztynu, ale nadal nie wiemy, gdzie ten bursztyn występuje i ile go jest” – wyjaśnia Robert Pytlos, koordynator ds. bursztynu prezydenta Gdańska. Wyniki pomiaru sonarami wymagają jeszcze potwierdzenia odwiertami i dopiero na ich podstawie zapadnie decyzja o metodzie wydobycia. Wiele wskazuje na to, że będzie to metoda odkrywkowa. Wydobycie nie ruszy jednak wcześniej niż wiosną przyszłego roku, bowiem pełne opracowanie geologiczne niezbędne do ich rozpoczęcia będzie gotowe dopiero za kilka miesięcy.
O szczegółach nikt nie chce jeszcze rozmawiać, twierdząc, że jest na to jeszcze zbyt wcześnie. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że zainteresowane strony, czyli Gdańsk i Parczew, już się na ten moment przygotowują. W ubiegłym tygodniu Krajowa Izba Gospodarcza Bursztynu z Gdańska i Starostwo Powiatowe w Parczewie podpisały umowę o współpracy, w ramach której eksperci KIGB mają na miejscu prowadzić szkolenia z obróbki bursztynu. Ze względu na brak zaplecza technicznego nie będą to raczej zbyt zaawansowane techniki – przynajmniej na początek.
„Lubelski bursztyn jest nie tylko szansą dla gdańskich bursztynników na uniezależnienie się od dostaw surowca z Rosji i Ukrainy, ale przede wszystkim dla tego regionu na promocję turystyczną w oparciu o bursztyn, jak również na nowe miejsca pracy przy jego obróbce – nawet jeśli będą tu powstawały tylko półfabrykaty dla firm z Pomorza” – mówi Robert Pytlos.