Choć przez ponad 30 lat pracy jako jubiler miał do czynienia z najpiękniejszymi i najdroższymi kamieniami świata, zachwycił się bursztynem i poświęcił kilka lat życia, by lepiej go poznać. I ma nadzieję, że zbyt szybko nie pozna do końca, ponieważ największą przyjemność sprawia mu odkrywanie i poszukiwanie – także własnego biżuteryjnego ja.
Wystawa „Bursztyn bałtycki. Tradycja i innowacja” była prezentowana w Brukseli dwukrotnie. Podobała Ci się?
Owszem, ale chciałbym zaznaczyć, że tak naprawdę były to dwie różne wystawy pod względem ich rozmiarów, ale też i założonych celów. Pierwsza, ta z marca 2018 r., prezentowana była przez 3 tygodnie w Tour & Taxis na powierzchni 200 m2 i tworzyło ją ok. 400 prac, zaś ta otwarta w grudniu w Parlamencie Europejskim nie tylko trwała krócej, bo zaledwie 3 dni, ale też była o wiele mniejsza, ponieważ pokazano na niej tylko jakieś 100 wybranych prac. Ponadto ze względów bezpieczeństwa na wejście do budynku PE nierzadko trzeba było czekać ok. kwadransa, a to część gości po prostu zniechęciło. Więc widziały ją głównie osoby tam pracujące – i takie też zapewne było założenie organizatora.
Z mojego punktu widzenia wystawa w Tour & Taxis była bardziej interesująca, zwłaszcza że wstęp był bezpłatny, więc odwiedzający mogli nawet kilkakrotnie na nią wracać i rozmawiać z różnymi przedstawicielami sceny złotniczej i bursztynniczej z Polski i Belgii, by lepiej poznać bursztyn. I taki też był cel tej wystawy: pokazanie, czym bursztyn jest naprawdę. Nie tylko kawałkiem żywicy z insektem w środku, jaki możemy kupić w prawie każdym sklepie z pamiątkami. Moim zadaniem – jako wykładowcy w szkole złotniczej – było zabranie studentów na tę wystawę i pokazanie im całego spektrum możliwości, jakie daje bursztyn, jak również zachęcenie ich do sięgnięcia po ten kamień. Myślę, że to zadanie zostało całkiem dobrze wykonane: dostaję coraz więcej zapytań o możliwości pracy z bursztynem, a dwoje moich studentów i jeden wykładowca z Brukseli zakwalifikowali się do konkursu „Prezentacje 2018” w Kazimierzu, którego temat brzmiał „Srebro i bursztyn”.
Nie tylko się zakwalifikowali, ale nawet są laureatami: Nele Blankaert zajęła 1. miejsce, nagrody otrzymali Nico Delaide oraz Delphine Perrache.
To efekt zachwytu różnorodnością bursztynu i jego wprost nieograniczonymi możliwościami, jakie daje on twórcom. W tej części Europy bursztyn nie jest znany. Nic więc dziwnego, że otwarcie wystawy „Bursztyn bałtycki. Tradycja i innowacja” było nie tylko wprowadzeniem do współczesnej polskiej biżuterii, ale też wzbudziło zainteresowanie Gdańskiem i Polską. Jedyne, czego żałuję, to moim zdaniem niewystarczający nacisk położony na dydaktykę – spodziewałem się, że więcej miejsca na wystawie zostanie poświęconego zagadnieniom dotyczącym historii i geologii, jak również rzemiosła bursztynowego przedstawionego ze społecznego punktu widzenia. Byłoby ciekawie zobaczyć przykłady prehistorycznej czy średniowiecznej sztuki bursztynniczej, czy też z okresu art deco – nawet jeśli tylko na fotografiach. Niemniej jednak uważam, że było to wspaniałe doświadczenie i jestem dumny, że byłem jednym z uczestników – nawet jeśli mało znaczącym – tego wspaniałego bursztynowego wydarzenia.
Mało znaczącym uczestnikiem? Twoje prace – jak również prace Marie France Vankueken oraz studentów belgijskich szkół artystycznych Syntra Brussel oraz Institut de la Parure Jeanne Toussaint – stanowiły uzupełnienie wystawy w Tour & Taxis. W PE prezentowana była także wystawa prac bursztynowych „Amber DNA Brussels – Gdansk”, którą przygotowałeś z Delphine Perrache.
Zgoda, uznajmy, że po prostu uczestnikiem (śmiech). Jestem naprawdę szczęśliwy, że mogłem zaprezentować wystawę „Amber DNA Brussels – Gdansk” w Gdańsku. Współpraca z Delphine przy jej tworzeniu okazała się na tyle owocna i obiecująca, że postanowiliśmy ją kontynuować: już powstają kolejne prace, które planujemy pokazać na targach Amberif w marcu 2019 r. Trzonem będzie pierwsza edycja tej wystawy, ale uzupełniona o nowe prace – część utrzymana w tym samym stylu, część to całkiem nowe wzory: nadal minimalistyczne, ale takie bardziej, nazwijmy to, graficzne. Inspiracja do ich stworzenia przyszła z Gdańska i były to budynki Centrum Solidarności i Muzeum II Wojny Światowej, jak również żurawie w Stoczni Gdańskiej.
Coraz częściej sięgasz po bursztyn. Znalazłeś już swoją „bursztynową” drogę?
Po raz pierwszy miałem do czynienia z bursztynem podczas Międzynarodowych Warsztatów Bursztynniczych w Gdańsku w 2012 roku. Bursztyn był dla mnie czymś nowym, ale od razu w randze wyjątkowości, więc kiedy wróciłem do domu, w głowie miałem tylko jedną myśl: muszę jak najszybciej wrócić do Polski. Zrozumienie nowego materiału i technik jego obróbki zajęło mi dużo czasu – myślę, że po sześciu latach mogę wreszcie powiedzieć, że zaczynam kontrolować tę wspaniałą naturalną żywicę. Czy znalazłem już swoją „bursztynową” drogę? Naprawdę nie umiem tego dziś jeszcze powiedzieć, zapytaj mnie o to proszę za kilka lat (śmiech). Bursztyn ma tak dużo twarzy, że, wydaje mi się, nie ma końca w ich odkrywaniu. Dziś mogę powiedzieć, że lubię dualizm bursztynowych powierzchni, zwłaszcza te z korą, którą mogę dowolnie szlifować. Obecnie ten aspekt bursztynu najbardziej mnie fascynuje (śmiech). Więc tak naprawdę, to wręcz mam nadzieję, że nie znalazłem jeszcze mojej własnej drogi: lubię jej szukać, lubię, kiedy mój styl ewoluuje.
Przez wiele lat pracowałeś jako jubiler, kilka lat temu porzuciłeś szlachetne kamienie i materiały. To też efekt ewolucji stylu?
W rzeczy samej. Jubilerstwo było moim zawodem przez ok. 35 lat, miałem wspaniałych mistrzów, którzy nauczyli mnie tego pięknego acz bardzo wymagającego zawodu. Zrezygnowałem z kilku powodów. Najważniejszym z nich było wypalenie: zanikła gdzieś moja kreatywność, zwłaszcza że oczekiwania odbiorców były dość klasyczne, więc w pewnym momencie zwyczajnie mi się ta praca znudziła. Zrozumiałem też, że oprócz materiałów szlachetnych, których używałem przez tych kilka dziesięcioleci, jest jeszcze wiele innych co najmniej równie interesujących i zapewne bardziej kreatywnych – chcę je odkryć, chcę zaangażować całe moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe w dziedzinie, którą nazywam „dzisiejsza biżuteria”.
Co kryje się pod tym hasłem?
Określenie „dzisiejsza biżuteria” po prostu najbardziej mi pasuje na opisanie tego, czym się obecnie zajmuję. Jestem dzieckiem z lat 60., biżuterią zacząłem się zajmować w latach 80., nowe myślenie o niej pojawiło się dopiero w 2015 roku. Nie sądzę, że jestem w tym współczesnym ruchu sztuki złotniczej, co więcej, nie czuję się artystą, raczej współczesnym rzemieślnikiem, który tworzy interesującą biżuterię.
Alain Roggeman – jubiler, złotnik, wykładowca w Instytucie Jeanne Toussaint – Parure & Bijouterie z Brukseli. W swoich pracach wykorzystuje „znalezione” materiały, które łączy ze srebrem lub złotem. Charakterystyczne dla jego twórczości są geometryczne kształty i figury, kropki, linie i minimalistyczne kształty, jak również „afrykańskie” motywy – tam się bowiem urodził i spędził dzieciństwo. Inspiracje czerpie z natury, miejskich krajobrazów, architektury, wzornictwa przemysłowego i muzyki.
Polecamy artykuły związane z tym tematem:
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o bursztynie… jest w ECS!
https://amber.com.pl/aktualnosci/89-wywiady/3252-lubie-szukac-mojej-bizuteryjnej-drogi-rozmowa-z-alainem-roggemanem#sigProId974ae38f4c