Na Twojej stronie internetowej przeczytałam przepiękne zdanie: „Moja biżuteria to efekt moich zachwytów, moich podziwów i mojego świata”.
To fragment wiersza ludowej poetki z Kozienic Zofii Kucharskiej, który mnie zachwycił, ponieważ mówi o tym, że najprostsze rzeczy mogą dawać nam szczęście. Mój zachwyt to kultura i sztuka, ze szczególnym zamiłowaniem do Gruzji, gdzie poznałam technikę minankari, oraz do starożytnych mozaik i fresków, zachwycam się także muzyką, ponieważ rytm przekładam na wzory a melodię na kolory. Mój podziw budzi natura, z której czerpię inspiracje – obserwacje i towarzyszące im przemyślenia oraz odczucia odbijają się w lśniącej powierzchni emalii. I w końcu mój świat, który jest światem ornamentów – jestem niezmiennie zafascynowana nieskończonością ich rytmów i motywów. To wszystko odzwierciedla się w mojej biżuterii.
Tworzenie biżuterii daje ci szczęście?
Z wykształcenia jestem malarką, pracowałam także jako technik konserwacji zabytków. Nigdy nie myślałam o tym, żeby robić biżuterię, ale już pierwszy kontakt z techniką minankari, czyli mniej ładnie po polsku: emalii przegródkowej, wszystko zmienił. Pojechałam do Gruzji, by napisać pracę magisterską o kościele gruzińskim i namalować obrazy na wystawę. Trafiłam do pracowni przyjaciela, który nie tylko malował, ale także pisał ikony i zajmował się emalią. Do dziś doskonale pamiętam mój zachwyt – biżuteria wykonana w tej technice nie tylko była fascynująco piękna, ale też świetnie oddawała atmosferę kraju i naturę Gruzinów.
Dużo czasu zajęło ci zgłębienie tajników tej techniki?
Cały czas się uczę, stale eksperymentuję. Do większości rozwiązań dochodziłam sama, bo mój nauczyciel przekazał mi tylko podstawy. Musiałam samodzielnie opanować również techniki złotnicze. Włożyłam dużo wysiłku w to, by moja emalia nie była taka jak w pracowni, z której wyszłam. Zależało mi na stworzeniu czegoś własnego. I chyba się udało – od wielu osób już usłyszałam, że wypracowałam własny styl.
Co Cię najbardziej urzekło w tej technice?
Przede wszystkim kolor. W emaliach transparentnych urzekło mnie to, że pracuje się nimi jak farbami, można też zrobić laserunek. W emalii jest niesamowita głębia, magia, bajka… Zwłaszcza jak się nałoży kilka laserunków. Ale coś za coś – do emalii komórkowej trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości i poświęcić jej bardzo dużo czasu. Ja jestem nią niezmiennie zafascynowana, więc nierzadko się w tej pracy zatracam i często niepostrzeżenie mija mi cały dzień… Mam jednak ten komfort, że nie pracuję na akord i z niczym mi się nie spieszy… Zresztą nie umiałabym inaczej…
Ostatnio w Twoich pracach pojawił się także bursztyn.
Bursztyn ma też wiele odcieni barwnych, może być przejrzysty, może być matowy, mleczny czy żółty. Jak się go dobrze dobierze do emalii, można uzyskać zaskakujący efekt. Eksperymentowałam z nim wielokrotnie, użyłam go także w mojej pracy dyplomowej przygotowanej na ASP w Łodzi i inspirowanej malarstwem Paula Klee, gdzie daje efekt emalii – trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć, żeby dostrzec, że to jednak nie jest emalia. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam – zwłaszcza że działam intuicyjnie, bez potrzeby werbalizowania różnych zjawisk – ale wydaje mi się, że zestawienie bursztynu i emalii w moich pracach to próba połączenia dwóch krajów, które we mnie koegzystują: Gruzji, gdzie słońce i energia zamknięte są w emalii, i Polski, gdzie ich kwintesencją jest właśnie bursztyn. Być może właśnie dlatego bursztyn i emalia tak dobrze się uzupełniają…?
W malarstwie również bawisz się kolorem?
Raczej nie. Obrazy, które dotychczas wyszły spod mojego pędzla, były raczej monochromatyczne, stosowałam w nich raczej wąską gamę kolorystyczną. Dawno nie malowałam, być może coś się zmieniło… (śmiech) Intensywność kolorów zależy u mnie od nastroju – im lepszy nastrój, tym bardziej są intensywne. Po kolory ciemne, trochę smutne, intuicyjnie sięgam, kiedy mam gorszy czas. Generalnie jestem trochę introwertyczna – mój charakter ewidentnie sprzyja temu, by siedzieć w pracowni, w spokoju układać druciki do minankari i oddawać się przemyśleniom (śmiech).
Ależ tam wewnątrz musi być kolorowo, skoro taka biżuteria jest tego efektem!!!
Może rzeczywiście emalia jest formą mojej komunikacji ze światem…? Pamiętam, że kiedy ją zobaczyłam, to było jak strzała amora: od razu wiedziałam, że chcę zajmować się emalią i tylko emalią. Najbardziej spodobał mi się w niej właśnie kolor...
To czyni Twoją biżuterię autentyczną i dzięki temu przekonującą.
Coś w tym z pewnością jest… Wielokrotnie słyszałam, że moja biżuteria nie jest „marketingowa”. Przekonywano mnie też wiele razy, żebym może jednak robiła bardziej „pod rynek”: próbowałam, naprawdę, ale to nigdy nie zadziałało (śmiech). Kiedyś przed targami tak mocno próbowałam, aż się zmęczyłam samym myśleniem o tym, czego pragną klienci, więc dla odpoczynku zrobiłam coś swojego, wypływającego ze mnie – wstawiłam zdjęcie jeszcze niegotowej pracy na Instagram i natychmiast się sprzedała (śmiech). Tak czy inaczej, dojrzewam powoli do tego, by stworzyć kolekcję mniejszych form biżuteryjnych, które mogłyby się spodobać rynkowi i byłyby bardziej przystępne cenowo. Ale oczywiście nie będą one bazarowe. Chociaż już słyszałam, że moje rzeczy są infantylne – takie mandalopodobne kwiatuszki…
Nikifor też był infantylny…
W czasie moich pobytów w Gruzji obracałam się w towarzystwie malarzy – szalenie mi się podobało, że oni pracują bez napięcia, bez większego zastanowienia, a przede wszystkim bez obawy, że zostaną skrytykowani. Oni się cieszą, że ktoś ma ochotę wyrażać siebie i wcale nie jest ważne, jak mu to wychodzi. Tam jest wielu takich nikiforów i nikt nikogo nie krytykuje… W Polsce jest trochę trudniej…
Ale karawana idzie dalej?
Zdecydowanie! Marzę o tym, żeby stworzyć centrum emalierskie – właśnie otworzyłam nową, przestrzenną pracownię, w której planuję m.in. uruchomienie kursów emalierskich. W ostatnim czasie dostaję mnóstwo zapytań o możliwości szkolenia, nawet z Nepalu (śmiech). Może uda mi się stworzyć podwaliny pod polską sztukę emalierską…? Byłoby wspaniale, gdyby taka istniała – obok gruzińskiej czy rosyjskiej.
Całe życie z emalią (śmiech).
Ciekawe, czy mi kiedyś przejdzie (śmiech)? Oby nigdy!
Więcej informacji:
www.samaiajewellery.com
https://amber.com.pl/aktualnosci/89-wywiady/3221-cale-zycie-z-emalia-rozmowa-z-anna-betley#sigProIddfb5410891