Jak zwykle przed targami Amberif odczuwalne jest pewne napięcie – również w tym roku dotyczy ono przede wszystkim spadających cen surowca: na jakim poziomie się ustabilizują? Jak jest kondycja branży? Jaka będzie wyglądała jej najbliższa przyszłość?
Czy na tydzień przed Amberifem kupcy już są i szukają „bursztynowych perełek”?
Tak, już są. Jest duże zapotrzebowanie na dobre wzornictwo i unikatowe kamienie, więc kto pierwszy, ten ma większe szanse. Spodziewam się, że i na samym Amberifie będzie więcej kupców z Chin: słyszałem, że na odbywających się w lutym targach w Hongkongu nie było zbyt wielu kupujących – prawdopodobnie z powodu przypadającego na połowę lutego chińskiego Nowego Roku – i jest nadzieja, że tych zakupów dokonają właśnie w Gdańsku. Inna przyczyna to trwające na Dalekim Wschodzie wyczekiwanie, na jakim poziomie ustabilizują się spadające ceny surowca.
W dłuższej perspektywie czasowej spodziewam się wzrostu znaczenia małych firm specjalizujących się w kontaktach handlowych z rynkiem chińskim: dzięki temu, że są one bardziej mobilne, szybciej będą reagować na potrzeby tamtejszych odbiorców i będą w stanie zaproponować bardziej konkurencyjną cenę niż firmy duże. I nie mam tu na myśli sztucznego zaniżania ceny, tylko zmaksymalizowanie obrotu. Na tym polu możemy jeszcze ze sobą konkurować, bo w dziedzinie wzornictwa już w mniejszym stopniu: za wyjątkiem kilku firm, które mają swoją charakterystyczną linię właściwie wszyscy pozostali mają wzory mniej lub bardziej podobne – bo cieszące się zainteresowaniem kupujących.
Tak, wzornictwo polskich firm zaczęło się ograniczać do wyselekcjonowanych dużych kamieni w filigranowych oprawach ze złota.
To nie do końca prawda. Rzeczywiście dużo firm „weszło” w większe kamienie, ale złoto to tylko część oferty. Gwałtownie wzrosło zainteresowanie oprawami pozłacanymi – w ten sposób oprawiamy większość dużych kamieni. Druga część to nadal małe kamienie oprawiane w srebro, na które czeka rynek zachodni – nie można o nim zapominać. Według mnie zdrowy handel polega na umiejętnym balansowaniu między Wschodem a Zachodem. To zapewnia bezpieczeństwo, zwłaszcza jeśli któryś rynek będzie miał kłopoty.
Jakich cen należy się spodziewać – zważywszy na nawet 50-procentowy spadekceny bursztynu od momentu największego piku w maju ubiegłego roku?
Na pewno nie 50% niższych, jak niektórzy się tego spodziewają. Pamiętajmy, że nie wszyscy kupowali surowiec „na górce”. Zresztą niezależnie od tego, czy kupowali „na górce” czy „na dołku”, i tak w sprzedaży gotowych wyrobów obowiązywały ceny rynkowe. Jak ktoś miał tańszy bursztyn, mógł sprzedawać nieco taniej. Pamiętajmy też, że w koszcie wytworzenia biżuterii są też inne czynniki: ceny pozostałych surowców, kosztów wykonania oraz kursy walut. Największy problem to nagłe skoki cen – trudno prowadzić biznes w takich warunkach.
Teraz przynajmniej ceny są w miarę stabilne, a nie jak rok temu, kiedy były poważne kłopoty z surowcem.
Kłopotów z surowcem nigdy nie było,był tylko kłopot z ceną. Branża bursztynnicza w Polsce przyzwyczaiła się przez lata, że ten surowiec do nas przyjeżdżał, nie trzeba było się o niego specjalnie starać, ani nawet wiedzieć, skąd on pochodzi. Wprowadzenie embarga na sprzedaż surowca z Obwodu Kaliningradzkiego było więc niemałym zaskoczeniem. Ja nie miałem z tym problemu, staram się bowiem utrzymywać poziom zapasów surowca i uzupełniać go korzystnymi zakupami. Mam wiele kontaktów wśród dostawców, co ułatwia sprawę. Była tylko kwestia znalezienia dostępu do najlepszego surowcaprzy zmieniających się cenach. Te osiągnęły apogeum w maju ubiegłego roku i od tego czasu zaczęły spadać, aż do końca roku. Od początku roku są w miarę stabilne, choć w ostatnich dniach odnotowano lekki wzrost cen surowca ukraińskiego. Co ciekawe, Ukraińcy przywożą do Polski już nie tylko surowiec, ale i półfabrykaty: kulki i kaboszony. Próbują go też poprawiać poprzez zabielanie.
Jak powiedziała kiedyś prof. Kosmowska-Ceranowicz: to się nigdy nie skończy…
Takie próby cwaniakowania zawsze były, są i będą. W naszej branży też się zdarzają, ale raczej nie robią tego firmy duże, bo one mają zbyt dużo do stracenia. Znam tu na Wybrzeżu kilka firm, które próbowały oszukiwać, dodając plastik i kopal do wyrobów z bursztynu lub sprzedając wyroby z namiastek jako prawdziwe. Tych firm już albo nie ma, albo się już nie liczą. Nie chcemy w branży takich biznesmenów. Może jak ktoś jest dalej od Wybrzeża, np. w Warszawie, to jest inaczej i nie odczuwa zbyt mocno konsekwencji, ale tu ciężko by mu się żyło z piętnem szkodnika. Branży taki nie zrujnuje, ale mocno szkodzi jej wizerunkowi.
Czyżby istniał ostracyzm środowiskowy…?
Właściciele firm z Wybrzeża są generalnie dumni z bycia takim małym diamencikiem w koronie polskiej gospodarki. I z tego, że jest tu tak dużo firm, spośród których wiele zbudowało markę, wiele odnosi sukcesy. Dzięki bursztynowi Polska jest rozpoznawalna na świecie – i nie wolno nikomu tego popsuć, bo jako branża mamy zbyt wiele do stracenia. Niestety ciągle jeszcze nie wszyscy to rozumieją: na ostatniej edycji targów JOGS w Tuscon znowu znaleźli się tacy, co sprzedawali po zaniżonych cenach. Nie rozumiem tego: dla nich to jednorazowy strzał, a cała reszta musi się potem tłumaczyć, że to nie są regularne ceny rynkowe. I po co to? Żeby zarobić kilka tysięcy euro? Czy zrekompensuje im to utratę dobrego wizerunku w branży i wśród klientów…? Nie sądzę.
2014, czyli rok bardzo wysokich cen bursztynu, był jednym z najlepszych dla polskiej branży bursztynniczej. Czy lepiej by było, gdyby ceny surowca spadły, czy jednak pozostały na wysokim poziomie? By bursztyn był kojarzony z pamiątką, czy jednak uchodził za kamień luksusowy?
Oferta producentów siłą rzeczy została podzielona: mamy asortymentbardzo drogi – taki, którego nie kupiani Europa, ani Stany, a kupią Chiny, i część tańszego – którego nie kupią Chiny, ale kupi reszta. To efekt bardzo dużych skoków cenowych surowca i różnic między frakcjami. Z kamieni 20-50 i 50-100 powstają już bardzo ekskluzywne wyroby: tu bursztyn jest już oprawiany w złoto i to w pracochłonnej oprawie, ceny sięgają nawet 30-40 euro za gram wyrobu. W sektorze biżuterii zdobionej mniejszymi kamieniami różnica cen między Amberifem 2013 a 2014 to jakieś 20-30 centów na gramie. Trudno powiedzieć, jaka wizja przyszłości jest lepsza: wszystko zależy od tego, czy zwyżka cen na rynku ekskluzywnych wyrobów bursztynowych zrekompensuje straty w sektorze wyrobów drobnych. Przez to, że bursztyn stał się ekskluzywny, mniej go kupuje Europa i USA. Tam nabywcy nadal nie mają świadomości, że bursztyn jest ekskluzywny. Zresztą nawet gdyby mieli, to niewiele to zmieni bez rozpoznawalnych na tamtejszym rynku marek – a tych ciągle jeszcze nie mamy. Przez to, że Chińczycy zaczęli wykupywać bursztyn, stał się on zbyt drogi dla odbiorców z innych krajów. Kiedy stanie się tańszy, być może odzyskamy część rynku europejskiego i amerykańskiego, na którym bursztyn konkuruje z innymi kamieniami. Najlepsza opcja to powolny, stabilny wzrost – bez takich wahań jak dotychczas, bo one są dla nas bardzo niszczące.
Marcin Buzalski jest właścicielem firmy Amber Marcin Buzalski z siedzibą w Gdańsku.
Polecamy:
Marcin Buzalski: Rynek jest nieprzewidywalny