Ostatni sms od Danki, w którym pisała: „Jestem szczęśliwie zaopiekowana. Wszystko ogarnięte” napawał optymizmem i pozwalał wierzyć, że moc wsparcia i pozytywnej energii, jaką zewsząd otrzymywała, pomogą Jej przezwyciężyć chorobę. Stało się jednak inaczej…

„Za wcześnie”, „ogromna strata”, „wielki talent” – komentarze na Facebooku nie pozostawiają wątpliwości, że Danka była wyjątkowa. Zawsze pogodna – jakiż Ona miała piękny uśmiech! – serdeczna, empatyczna, otwarta na drugiego człowieka. Każdy, kto Ją znał lub miał okazję choć chwilę z Nią porozmawiać, wiedział – lub przynajmniej czuł – że to niezwykły człowiek.

Ta niezwykłość manifestowała się także w jej pracach – zarówno malarskich, jak i biżuteryjnych. Z wykształcenia Danka była malarką, z pasji – projektantką biżuterii (tę przygodę zaczęła w 1984 r. wraz z mężem). Te dwie artystyczne aktywności przeplatały się w jej życiu – kiedy miała przesyt malarstwa, zajmowała się biżuterią. I odwrotnie. W swojej twórczości – jak podkreślała w wywiadzie dla Bursztynowego Portalu amber.com.pl – kierowała się zmysłami i intuicją. Zapewne właśnie dlatego za nic miała biżuteryjne konwenanse i z lubością łamała niepisane ale dość powszechnie obowiązujące zasady. Nie miała oporów, ani by podważać „biżuteryjne prawdy objawione”, ani też by bursztyn łączyć ze wszystkimi możliwymi elementami, które tylko pojawiły się w zasięgu Jej wzroku i pasowały do kompozycji, jak np. kolorowe pióra czy elementy starych zabawek.


Biżuterię traktuję tak samo jak obraz. Podchodzę do biżuterii jak do dzieła, a nie do zwykłego pierścionka, który muszę zrobić, aby ktoś go kupił. Musi być zamysł, kompozycja, kolorystyka, jeden przedmiot jest błyszczący, inny matowy, jeszcze inny ma porowatą strukturę… Ale przede wszystkim ma coś z mojej duszy. No i jeszcze jedno: nie będąc wykształconym jubilerem, działam trochę na zasadzie dziczy, z dużym poczuciem wolności i brakiem ograniczeń – mówiła.


Brak ograniczeń stał się wyróżnikiem Jej biżuterii. Nierzadko przeskalowanej, kolorowej, zaskakującej kompozycją i zestawieniem często nietypowych dla biżuterii materiałów, jak np. kawałki tkanin, stare guziki z mundurów wojskowych oraz historycznych damskich strojów, kolorowe zabawki, tarcze starych zegarków, elementy biżuterii z wykopalisk, pieczęcie... Biżuterii odzwierciedlającej Jej wrażliwość na barwy, faktury i materie, która dzięki swej wyjątkowości i nieoczywistości znajdowała miłośników na całym świecie.

Biżuterii, która okazała się swoistym objawieniem również na pokazach mody – każdy występ był niezapomnianym przeżyciem estetycznym i artystycznym. Niezależnie od tego, z jakim projektantem ubioru przyszło Jej stworzyć modowy spektakl, Jej biżuteria idealnie wpisywała się w stylistykę. Nawet jeśli czasem można było odnieść wrażenie, że projektantka niebezpieczne zbliża się do granicy kiczu. Ale i to był świadomy zabieg... 

Nie lubię dosłowności – chyba że jest to gra kiczem, bo ja lubię kicz. Trzeba jednak uważać, bo właśnie z kiczem można łatwo przesadzić. Twórczość to jest balansowanie na linie – i to jest najważniejsze.

Nie lubiła też pełnej wersji swojego imienia – prosiła, by zwracać się do niej i pisać Danka (choć nie od początku znajomości). Nie lubiła też symetrii – dlatego zawsze nosiła jeden kolczyk (tylko w prawym uchu).

Lubiła... życie... Wiedziała, jak je dobrze przeżyć:


Z natury nie robię niczego, co by mnie nie interesowało i nie sprawiało mi przyjemności – mówiła.

 

Polecamy: 

Twórczość jest balansowaniem na linie – rozmowa z Danutą Czapnik

Projektuję to, co mnie samej się podoba – rozmowa z Danutą Czapnik

Panta rhei – malarstwo i biżuteria Danuty Czapnik

Danuta Czapnik: Bursztyn, kryształy i... pawie pióra