Ćwierć wieku projektuje już biżuterię, choć jej pierwszą miłością jest malarstwo. Dla potrzeb sztuki obłaskawiła kamienie szlachetne, bibułę, nawet pawie pióra. Najdłużej zmagała się z bursztynem, zanim włączyła go do swojej kolekcji i sama zaczęła nosić.

Wielka gala, piękne kobiety na wybiegu, szum krynolin i biżuteria, jakby bohaterka drugiego planu, bo skazana na mniejszą ekspozycję. Nie boi się pani tej konkurencji?

Nie potrzebowałam wiele czasu, aby odpowiedzieć „tak” na pytanie, czy chciałabym wziąć udział w gali. Po moim pierwszym, ubiegłorocznym doświadczeniu wiem, że pokaz to dla mnie mobilizacja, żeby ogarnąć coś nowego, coś nowego przeżyć. Choć rzeczywiście, projektowanie biżuterii, która ma wziąć udział w pokazie, rządzi się swoimi prawami. To jest scena, na której odbywa się spektakl. Musi być scenariusz, a biżuteria i kreacje są pierwszoplanowymi aktorami. Wszystko musi ze sobą współgrać. Biżuteria ma być okazała i odważna. Chciałabym, aby była dominantą. Musi być jakiś rytm i zawirowanie – przynajmniej ja to tak odczuwam.

Tworzy pani tandem z Zuzanną Bartecką, absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego, która od dwudziestu lat eksperymentuje z lnem. Macie już panie temat przewodni swojego pokazu?

Myślę o tangu, ale nie w rozumieniu jego tanecznego wymiaru, ale emocji, jakie towarzyszą tej ekspresji. Myślę jednocześnie o kolekcji biżuterii dla Cyganów. Znam kilkoro, to ciekawa kultura i wspaniali ludzie. Jest w tych tematach coś wspólnego. Pulsacja podobna, temperament. W czasie tegorocznego Jarmarku św. Dominika poszukiwałam elementów do kolekcji Wykopaliska - przedmioty wykopane z ziemi. Było ich na tyle dużo, że będę mogę wykorzystać je również w tym pokazie. Sama więc tworzy się kolekcja na galę, sama rodzi, wymyśla, dzieje… Część biżuterii miałam w głowie już pierwszego dnia.

Jak tango, to czerwienie i czernie?

Przygotujemy stylizację pewnie około dziesięciu modelek. Skupię się na pierścieniach i kolczykach, może będą jeszcze jakieś okazałe kolie. Będzie trochę „wykopalisk”, czerń, czerwień, może trochę bieli. Czekam właśnie na naturalne kamienie z Indii. Zdecydowanie jednak mocne kolory i duże formy. Sama jestem dużą kobietą, potrzebuje dużej biżuterii. Ja projektuję to, co mnie samej się podoba.

A będzie w galowej biżuterii bursztyn?


Oczywiście, w wydaniu czarnym lub przejrzystym.

Podobno nie lubiła pani kiedyś bursztynu?

Rzeczywiście, kiedyś nie lubiłam bursztynu. Musiałam go okiełznać, ogarnąć, znaleźć sposób obrabiania, który pozwoli mi się z nim oswoić i polubić. Jeszcze kilka lat temu nie założyłabym bursztynu, dziś chętnie go noszę. Jako jedna z pierwszych łączyłam bursztyn z cyrkoniami, kolorowymi kamieniami, pawimi piórami.

Co się dzieje z biżuterią, którą przygotowuje pani na pokazy?
Część z tej biżuterii jest u mnie, nie umiem się z nią rozstać, część wędruje w świat. Nie mam do niej wyjątkowo sentymentalnego stosunku. Nie archiwizuję swoich projektów. Ważny jest moment rodzenia się pomysłu, samej realizacji. Kiedy gotowy wyrób znajduje nabywcę to tworzy się przestrzeń dla nowych kolekcji i to jest fajne. Moja biżuteria jest dosyć niszowa, ale ma swój krąg wielbicielek. To napędza mnie do dalszej zabawy w tworzenie jej. Ciągle gonią nowe pomysły i trzeba je realizować.

Czy fakt, że z wykształcenia jest pani malarką, w projektowaniu biżuterii jest pomocą czy przeszkodą?

Malarstwo jest pomocne, bo biżuterię traktuje tak samo jak obraz. Podchodzę do biżuterii jak do dzieła, a nie do zwykłego pierścionka, który muszę zrobić, aby ktoś go kupił. Musi być zamysł, kompozycja, kolorystyka, jeden przedmiot jest błyszczący, inny matowy, jeszcze innym ma porowatą strukturę… Ale przede wszystkim ma coś z mojej duszy. No i jeszcze jedno: nie będąc wykształconym jubilerem działam trochę na zasadzie dziczy, z dużym poczuciem wolności i brakiem ograniczeń.

Ma pani w domu szkatułkę z biżuterią, której nigdy by pani nie sprzedała?

Mam skrzyneczkę z biżuterią nie do oddania, moimi prywatnymi skarbami, rzeczami niepowtarzalnymi, zrobionymi przez mojego męża, czy przeze mnie. Bywa, że odwiedza mnie ktoś, komu chcę coś z tej skrzyneczki ofiarować, ale nie sprzedać.

Czy należy pani do kobiet, które bez biżuterii czują się nie do końca ubrane?

Bywają dni, że nie ubieram biżuterii. Póki jestem w domu, idę do sklepu, na plażę czy na basen, nie potrzebuję biżuterii. Ubieram się w zależności od nastroju – raz na czarno, raz na kolorowo. Rano decyduję, co na siebie włożę i tak też jest z biżuterią. Wygodne są kolczyki, zawsze noszę tylko jeden w prawym uchu. Nie lubię symetrii, dwa kolczyki wydają mi się już przesadą. Noszę pierścienie i bransolety. Biżuteria to coś bardzo intymnego.

Jak dziś sprzedaje się w Polsce biżuteria unikatowa?

Z biegiem lat jest coraz lepiej. Choć Bursztyn kupowany jest nadal pierścionek z małym brylancikiem na złotej obrączce niż artystyczne cacko. Mało jest wzorców. Większy jest szacunek do kruszcu i drogich kamieni niż do artyzmu. Pokazy, tak jak ten na gali Amberifu, organizowane są również po to, aby uczyć kobiety, jak się można bawić biżuterią, jak się ją nosi i co się nosi.


Biżuterię Danki Czapnik podziwiać będzie można podczas uroczystej Galia Bursztynu i Mody 18 Międzynarodowych Targów Bursztynu, Biżuterii i Kamieni Jubilerskich AMBERIF, które odbędą się w dniach 9 – 12 marca 2011 w Gdańsku.


Polecamy: 

Danuta Czapnik: Bursztyn, kryształy i... pawie pióra
Twórczość jest balansowaniem na linie – rozmowa z Danutą Czapnik