W czasach kiedy turystyczne eskapady wakacyjne odbywają się głównie nad turkusowe morze, do miasteczek upstrzonych hotelami z opcją all inclusive, nęcąc nas bajecznymi plażami i słodkim lenistwem, dziewczyny jeżdżące na motocyklach wybrały Wschód. Tam bowiem rozpoczyna się Bursztynowy Szlak – jeden z najstarszych traktów handlowych w tej części Europy.
Dzięki zamiłowaniu do jazdy na motocyklu oraz fascynacją złotem Północy rozpoczęła się nasza bursztynowa przygoda na dwóch kółkach. Tym razem – w trzeciej już wyprawie – Motopomorzanki podbijały kraje nadbałtyckie oraz „carską” Rosję. Gdyby ktoś wcześniej próbował zasugerować, że wywieje nas do Rosji i to na motocyklach, pewnie bym nie uwierzyła. Mam nadzieję, że nasza opowieść zachęci kogoś do poznawania bursztynowego szlaku – i to na dwóch kółkach.
Obwód Kaliningradzki
Nasza tegoroczna przygoda z bursztynem i podróż śladami jego historii rozpoczęła się 29 czerwca przy Urzędzie Stanu Cywilnego w Gdańsku. Start rozpoczął się planowo o godzinie dziesiątej. Jeszcze zostało tylko kilka uściskać najbliższych, pożegnać gości z UM Gdańska, którzy zaszczycili nas swoją obecnością, i mogłyśmy startować. Pogoda dopisywała w stu procentach, więc jazda szła nam „jak po maśle”. Granica z Obwodem Kaliningradzkim nie przyniosła żadnych niespodzianek.
Na specjalne zaproszenie Siergieja Pietrowa, dyrektora Instytutu Bursztynu i Zasobów Naturalnych, odwiedziłyśmy jego rzemieślniczą inicjatywę „Sambię”. Gościnny Rosjanin oprowadził nas po swoim małym imperium, które bez wątpienia wypełnia całe jego życie. Dzięki tej wizycie dowiedziałyśmy się, jak wygląda obróbka bursztynu, jakie odmiany występują w Rosji i że z bursztynu można produkować mydło, miód, piwo i nalewki. Siergiej opowiadał o warsztatach organizowanych dla najmłodszych i o tym, jakie znaczenie w przyszłości może mieć bursztyn dla światowego handlu i przemysłu. Miałyśmy niepowtarzalną okazję zobaczyć na własne oczy czerwony bursztyn. Odwiedziłyśmy także plażę nad Morzem Bałtyckim, gdzie podobno miał swój początek Szlak Bursztynowy.
Następnego, niestety już pochmurnego, dnia wybrałyśmy się z naszym przewodnikiem do muzeum i kopalni bursztynu w Jantarnym. To kopalnia odkrywkowa, jedna z dwóch na Półwyspie Sambijskim, na północ od Kaliningradu. Z tarasu widokowego ogromne koparki i taśmociągi wyglądają jak dziecięce zabawki. Rosjanie szacują, że złoże będzie eksploatowane jeszcze przez 90 lat. Na tablicy informacyjnej przy punkcie widokowym przeczytamy, że w metrze sześciennym kruszconośnego iłu znajduje się ponoć 4 kg bursztynu. W pobliżu ogromna piaskownica, w niej czekają łopatki. Zaczynamy grzebać i znajdujemy! Niewielkich bursztynków, o średnicy nieprzekraczającej centymetra, jest tu mnóstwo. Stoi tutaj także piramida wyklejona kawałkami bursztynu (podobno w sumie 800kg), do której można wejść , a pomyślane tam życzenie na pewno się spełni.
Następnym punktem programu było Muzeum Bursztynu pięknie położone w Baszcie Dona z połowy XIX w. Ekspozycja nas zachwyciła – zwłaszcza bogata kolekcja wyrobów pochodzących z Królewieckiej Manufaktury Bursztynu. Zaciekawia nas komnata z wizerunkami towarzysza Lenina, Stalina i Marksa.
Tych panów pożegnałyśmy bez żalu, trudniej było rozstać się z naszymi tutejszymi przyjaciółmi. Ale motocykle czekały, by ruszyć w dalszą drogę – na Litwę.
Litwa, Łotwa i Estonia
Połąga nie bez przyczyny pojawiła się na naszej trasie: pałac Tyszkiewiczów położonym w pięknym 80-hektarowym parku botanicznym z mieszczącym się tam muzeum bursztynu to tylko jeden z nielicznych powodów, dla których wybrałyśmy ten nadmorski kurort. Nowocześnie urządzona ekspozycja mieści się w 15 salach. Zbiory muzeum liczą ponad 25 tysięcy eksponatów, w tym ponad 15 tysięcy inkluzji, które można oglądać w specjalnych podświetlonych gablotach przez duże szkła powiększające. Urocze i znane uzdrowisko bogate w dużą ilość jodu i wyjątkowo korzystny klimat przyciąga turystów z całej Europy.
Niemalże cały poniedziałek spędziłyśmy w trasie, pogoda wyjątkowo nie chciała z nami współpracować. W deszczowej aurze dotarłyśmy do upragnionego celu: Rygi. „To miasto wielokulturowe, kryjące w sobie wiele tajemnic oraz zakamarków, w których warto się zgubić. Bogata w architektoniczne perły w pełni zadowala najwybredniejszych turystów. Jako miasto typowo mieszczańskie, chętnie przyjęła nowy, oryginalny styl i jego bogatą ornamentykę” – po takich opisach zaczerpniętych z przewodników zapragnęłyśmy zbadać to osobiście. Bardzo ciekawym doświadczeniem było zwiedzanie ogromnego targu z mnóstwem produktów tworzących niezwykłą mozaikę barw i zapachów. Ryga okazała się wyjątkowo pięknym miastem, ale postanowiłyśmy dać szansę kolejnej stolicy: Tallinowi. Na szczęście nas nie zawiódł. Liczne zakamarki, kręte uliczki tętnią życiem nawet do późnych godzin nocnych. Tallin nosi miano najlepiej zachowanego średniowiecznego miasta w Europie – i jest to prawda. Tu można poczuć historię, rozsmakować się w niej – wystarczy przejść się uliczkami, podziwiać widoki, posiedzieć na jednym z miejskich placów, pomodlić się w którymś z zabytkowych kościołów, posłuchać muzyki…
Nasz cel: St. Petersburg
Siódmego dnia wyruszyłyśmy do upragnionego Petersburga. Drobne kłopoty na granicy zostały szybko zażegnane dzięki pomocy motocyklisty z miasta Narwa. Od Wenecji Północy dzieliło nas już jedyne sto pięćdziesiąt kilometrów… Doskonały, perfekcyjny, pierwszorzędny – to tylko nieliczna ilość przymiotników przychodzących na myśl o mieście carów. Kto nigdy nie widział Sankt Petersburga na własne oczy, nie uwierzy, że tego miasta się nie zapomina, marzy się, aby móc ponownie je zobaczyć. Jest to miejsce, które swoim klimatem, zabytkami oraz krasnymi widokami pieści zmysły najbardziej nawet wybrednych koneserów. Zbudowane na kilkudziesięciu wyspach nie bez powodu nazywane jest Wenecją Północy. Przez UNESCO Petersburg został ogłoszony ósmym spośród najbardziej atrakcyjnych turystycznie miast świata.
Petersburg, który okazał się miastem pełnym niespodzianek, oczarował nas tak mocno, że postanowiłyśmy zostać jeden dzień dłużej i na sam koniec zostawić sobie najbardziej apetyczny kompleks architektoniczny, a mianowicie Carskie Sioło wraz z bursztynową komnatą w roli głównej. Zwiedzanie Carskiego Sioła rozpoczęłyśmy od kompleksu ogrodów, które otaczają Pałac Katarzyny oraz Ermitaż. Podziwiałyśmy aleje skrupulatnie przystrzyżonych cisów, grabów i bukszpanów. Krótki, intensywny marsz pozwolił odwiedzić większość interesujących nas miejsc. W końcu dotarłyśmy do upragnionego miejsca, a mianowicie do Pałacu Katarzyny, który jest najznakomitszym symbolem rosyjskiego baroku. Widok komnat wprowadził nas w niemałe osłupienie. Rezydencja carów rzeczywiście jest spektakularna, każda komnata ma swój odrębny charakter i pozostawia w pamięci przepiękne wspomnienia. Do tego miejsca rzeczywiście chce się powracać. Jednak naszym celem numer jeden jest bez wątpienia Bursztynowa Komnata. Szczególną uwagę przykuwa ze względu na nutkę tajemnicy, która owiewa jej historię. W Carskim Siole mamy do czynienia z repliką oryginalnego zabytku. Nadal wielu poszukiwaczy zaginionych skarbów twierdzi, iż jest o krok od rozwiązania zagadki związanej z miejscem jej ukrycia. Bursztynowa Komnata nikogo nie rozczarowała, bo rozczarować nie mogła. To czysta przyjemność oglądać tak fantastyczne arcydzieła wykonane ludzką niestrudzoną ręką.
Litwa
Jak każda przygoda ma swój początek i koniec, tak właśnie w tym miejscu niestety zakończyła się nasz krótki romans z carską Rosją. Pozostały tylko fotografie i szumne wspomnienia, których niejeden może nam pozazdrościć. Ostatnie dni naszej wyprawy zapragnęłyśmy spędzić w Wilnie – mieście opiewanym w legendzie o bogini Juracie zakochanej w rybaku, co wzbudziło złość pogańskiego boga i w konsekwencji zniszczył on pałac bogini; od tamtej pory jego kawałeczki wyrzucane są przez fale Bałtyku na brzeg właśnie pod postacią bursztynu. Wielokulturowa stolica Litwy również dała się poznać ze swojej najlepszej strony. Wybitny litewski poeta i publicysta, tłumacz m.in. Adama Mickiewicza, Eduardas Mieželaitis (1919-97) napisał: „Jesteśmy Bałtami i w naszych żyłach płynie bursztyn…”.
Urokliwe wąskie uliczki, barokowe świątynie, pełne uroku podwórka, ciche zaułki z rodzimymi kawiarenkami pozwoliły w pełni zasmakować się w historii i kulturze miasta. Jako iż Wilno szczyci się mianem kolebki romantyzmu polskiego, postanowiłyśmy odwiedzić otwartą w 2009 roku celę Konrada, w której więziono poetę Adama Mickiewicza. Najważniejszym punktem naszej wycieczki była bez wątpienia Ostra Brama, gdzie mieści się słynne sanktuarium z przepięknym obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej. Wiodące do niego uliczki były pełne sklepików z wyrobami z bursztynu i, cóż rzec, nawet tak święte miejsce jest wyłożone złotem Bałtyku.
Dotarłyśmy także na ulicę Zamkową – najstarszą oraz najbardziej wystawną ulicę na starym mieście. Tam odwiedziłyśmy Gintario Galerija Muzejus V. i K. Mizgirisów, gdzie bursztyn jest prezentowany z perspektywy naukowej, historycznej i geograficznej, i można obejrzeć bursztynowe dzieła autorstwa profesjonalnych artystów plastyków oraz twórców ludowych.
Wszystko co dobre, szybko się kończy… wyprawa Bursztynowym Szlakiem również. Przyszedł czas i na nas, aby w końcu powrócić do domu. Przyjechałyśmy bogatsze o wielki bagaż doświadczeń. Forma spędzanego przez nas czasu jest esencją przyjemności czerpanej z jazdy na motocyklu połączonej z odkrywaniem frapujących zakątków na bursztynowej trasie. Chciałoby się rzec, świetna forma rekreacji, ale warto pamiętać, że z takich wypraw płynie szereg doświadczeń oraz wiele nauk, nie tylko tych prozaicznych. Te zapachy, te widoki… wszystko jest bardziej namacalne, uchwytne. Stajemy się bezpośrednimi obserwatorami otaczających nas ludzi i miejsc, które mijamy na trasie.
Serdecznie dziękujemy za wsparcie inicjatywy, jaką jest wyprawa Bursztynowym Szlakiem, i za okazaną pomoc, która w sposób szczególny przyczyniła się do realizacji naszych marzeń.