O Mariuszu Gliwińskim mówi się, że jest naczelnym polskim projektantem biżuterii w Chinach. Trwające już sześć lat wyjazdy na różnego rodzaju imprezy zaowocowały rozpoznawalną marką, kontaktami handlowymi, ale także ciekawymi spostrzeżeniami i inspiracjami.

Imprezy promocyjne, wystawy, targi biżuterii i designu w Chinach – chyba żaden z polskich projektantów nie jest tak aktywny na tamtejszym rynku.

Do Chin na różnego rodzaju imprezy promocyjne i wystawiennicze jeżdżę od 6 lat. Zacząłem od Hongkongu, który jest bardzo charakterystyczny , bardziej przynależy do świata zachodniego. Od 2 lat odwiedzam także miasta w Chinach kontynentalnych, głównie Szanghaj i Pekin – one też się między sobą bardzo różnią: w Szanghaju widać wyraźnie wpływy brytyjskie, niemieckie, francuskie i portugalskie, zaś Pekin ma typowo urzędniczy charakter. To wszystko odbija się oczywiście na mentalności mieszkańców, ich stylu życia, jak również na ofercie biżuteryjnej. Dlatego różnicuję ofertę w zależności od miasta, do którego jadę, jak i charakteru imprezy. Zacząłem tam jeździć właściwie przez przypadek – za namową moich partnerów biznesowych, zarówno chińskich, jak i polskich działających na tamtejszym rynku. Przekonała mnie ich argumentacja i wizja promocji, jaką przede mną roztaczali, ale nie ukrywam, że również fakt, że to oni często ponoszą koszta tych wyjazdów.  Mieszkańcy Państwa Środka otworzyli się bowiem na Zachód, patrzą na nas z zainteresowaniem, stąd też zapewne zainteresowanie i mną.

Jakie imprezy odwiedziłeś dotychczas w Chinach?

Od początku, a więc od trzech lat, uczestniczę w Festiwalu Bursztynu Bałtyckiego organizowanym przez firmę Amberozia w Hongkongu, któremu towarzyszy m.in. pokaz mody z udziałem mojej biżuterii. We wrześniu tego roku zostałem zaproszony na Design Week Beijing, czyli święto designu w Pekinie. Zaskoczył mnie rozmach tej imprezy – która nie jest chińska, tylko międzynarodowa. Europa była bardzo silnie reprezentowana przez designerów z różnych krajów, tylko z Polski oprócz mnie nikogo nie było. Zastanawia mnie, z czego to wynika, zwłaszcza że mamy naprawdę świetnych projektantów nie tylko biżuterii, ale też mebli i innych przedmiotów użytkowych. Podobnie sytuacja przedstawiała się również na tegorocznych targach dóbr luksusowych w Szanghaju, gdzie obok najnowszych i najdroższych modeli Lamborghini i Bugatti, ekskluzywnych mebli i sztuki czystej z całego świata, Polskę reprezentowałem tylko ja i Adam Kaleński. Nam się ciągle jeszcze wydaje, że to Europa jest pępkiem świata, tymczasem niestety to już dawno nieprawda. Cały świat zjeżdża się do Chin, by tam prezentować swoje nowości. To znowu jest Państwo Środka,  choć niekoniecznie czerpie się tam inspiracje jak dawniej, tylko oferuje współpracę biznesową. Dla mnie każda z takich imprez jest przede wszystkim bardzo cennym doświadczeniem: priorytetem nie jest sprzedaż, ale budowanie marki. Efekty są już widoczne i obecnie jest to najważniejszy rynek zbytu, który daje najpoważniejsze perspektywy rozwoju.

Ale chyba nie musiałeś czekać 6 lat, by sprzedaż ruszyła?


Oczywiście, że nie. Z perspektywy czasu widzę jednak, jak te wszystkie imprezy promocyjne Polski i bursztynu bałtyckiego, jak również targi i wystawy, w których biorę udział, zaważyły na budowaniu wizerunku i wsparciu sprzedaży. Odbywa się ona niejako dwutorowo: prowadzę ją ja sam, mam też przedstawiciela, którym jest firma Amberozia. Ja z moich własnych wyników jestem całkiem zadowolony, jak radzi sobie Amberozia trudno jeszcze powiedzieć, ponieważ po dwóch latach promowania marki firmy i bursztynu bałtyckiego firma ta dopiero dwa miesiące temu otworzyła stoisko z biżuterią bursztynową polskich firm w ekskluzywnym terminalu portowym Kai Tak Cruise. Jej współwłaścicielka Nancy Chui prowadzi działania promocyjna na bardzo wysokim poziomie, od kilku lat wprowadzając biżuterię z bursztynem na ekskluzywne salony. Tego typu promocyjne działania w Chinach często są też bardzo życzliwie obejmowane są patronatem konsulatów i ambasad RP.

Na ile fakt, że Chiny to Twój największy rynek zbytu, wpływa na projektowanie biżuterii?  

Żadnej z moich kolekcji nie dedykuję wybranemu odbiorcy, tylko wszystkim tym, do których przemawia moja estetyka, moje myślenie o biżuterii, ale także, oczywiście, również do tych, którzy są zainteresowani jej zakupem niezależnie od szerokości geograficznej. Nie będę jednak krył, że Chiny mają pewien wpływ na moje projektowanie: każda podróż owocuje ciekawymi inspiracjami, choć tak naprawdę staram się podkreślać przede wszystkim europejski charakter tych kolekcji. Nie próbuję nawet myśleć „pod Chińczyka”, ponieważ wiem, że zgłębienie mentalności chińskiej jest dla nas Europejczyków niemożliwe. Dlatego moją biżuterię adresuję bardziej do tych mieszkańców Państwa Środka, którzy są otwarci na Europę, pielęgnują bliskie z nią kontakty – takie rozwiązanie jest nie tyko łatwiejsze, ale lepiej się sprawdza w praktyce.

Można by się spodziewać, że biżuteria adresowana na rynek chiński powinna być zgodna z kanonami feng shui, tymczasem Twoja zdaje się być jej zaprzeczeniem…

Na pierwszy rzut oka może się tak rzeczywiście wydawać. Ale tak naprawdę feng shui polega przede wszystkim na równowadze, nawet z ostrymi wykończeniami – wielu tego typu przykładów dostarcza nam zarówno dawna, jak i współczesna sztuka,  a zwłaszcza architektura. Mamy tu choćby budynek CCTV, który łamie wszelkie zasady feng shui, a mimo to stał się symbolem nowoczesnego Pekinu. Albo też budynek Bank of China zaprojektowany przez Normana Fostera, również ikona nowoczesnego designu. Jeżdżąc po tym kraju, widzę nie tylko te duże, ale i małe przykłady przejmowania zachodnich wzorców, jak np. plakaty, meble, naczynia – nowoczesne, czyste w formie, klasyczne, a więc dalekie od tego, co wydaje się być typowo chińskie. Przyznam szczerze, że jestem pełen podziwu dla Chińczyków, że potrafili te trendy tak szybko zaadoptować na własne potrzeby. Chociaż niestety zazwyczaj jest to odwzorowywanie, a nie inspiracja, by stworzyć coś własnego, być może jeszcze lepszego.
W mojej biżuterii, nawet jeśli jest czasem kanciasta, ta równowaga jest zachowana. Często inspiruję się architekturą, jak w ostatniej kolekcji Urban – dzięki temu ta biżuteria się wyróżnia. A to z kolei wpisuje ją w przybierający na sile na całym świecie trend do podkreślania swojej osobowości biżuterią. Jest on dość silny również w Chinach, gdzie biżuteria unikatowa staje się tym bardziej wartościowym przedmiotem.

Jaki jest więc odbiór Twojej biżuterii?

Z całą pewnością można o niej powiedzieć, że zaskakuje (śmiech). Z moich obserwacji wynika, że do odbiorców w Chinach generalnie bardziej przemawiają formy obłe, tym bardziej więc zaskakuje zainteresowanie kolekcją Urban, która jest nawet jak na moje standardy dość kanciasta. Zauważyłem też, że nie tylko budzi emocje, ale też rodzi wiele pytań o moje wcześniejsze dokonania.  Jest to biżuteria tak charakterystyczna i wyrazista w formie, że jej nabywcami są osoby o wyrazistej osobowości, którą chcą jeszcze dodatkowo podkreślić co najmniej równie wyrazistą biżuterią.

Jak postrzegasz perspektywy rozwoju na tym rynku?

Biżuteria designerska z Europy bardzo różni się od tego, co oferują tamtejsi projektanci. Jest pewne grono odbiorców zainteresowanych tym designem i nawet jeśli jest to niewielki procent, to w skali całych Chin jest to dość liczebna grupa. Z jednej strony Chińczycy coraz mocniej otwierają się na świat, z drugiej zaś coraz silniej poszukują własnych korzeni, odbudowując swoją niszczoną przez dziesięciolecia kulturę. Który kierunek okaże się silniejszy? Trudno powiedzieć. Niezmiennie bardzo dużo sami kopiują, choć nie wydaje mi się, by biżuteria designerska była z tego powodu zagrożona – zbyt niewiele się jej tam aktualnie sprzedaje, by proceder ten był opłacalny na większą skalę.