Prof. dr hab. Barbara Kosmowska-Ceranowicz opowiada o zacieraniu się granic między bursztynem modyfikowanym a imitacjami, o problemach z identyfikacją oraz jak sobie z tym radzić.
Zajmuje się pani badaniem bursztynu od blisko 40 lat, czy problem imitacji bursztynu z czasem nasila się?
Moim zdaniem największym problemem obecnie jest zacieranie się granicy między bursztynem modyfikowanym i jego imitacją. O ile kiedyś modyfikacja polegała na obróbce termicznej i ciśnieniowej, tak dziś dodatkowo wprowadza się w substancję bursztynu rozmaite obce składniki, by uzyskać pożądany efekt. Takim efektem jest np. kolor biały powstający przez autoklawowanie bursztynu z użyciem wody. Dotychczas modyfikowanie klarowało, czyli usuwało strukturę pienistą z bursztynu, a tu mamy do czynienia z odwrotnym procesem: struktura masywna bursztynu jest zmieniana na strukturę piany stałej. Czy to jeszcze modyfikacja czy już imitacja? Czasem odnoszę wrażenie, że to „poprawianie” bursztynu nigdy się nie skończy.
Obawiam się, że ten proceder będzie się raczej nasilał, ponieważ bursztynu jest zbyt mało i jest on zbyt pożądanym surowcem.
Problemem nie jest brak surowca, tylko fakt, że klient narzuca bursztynnikom, co mają robić. Kilkanaście lat temu Amerykanie zachwycili się łuskami w bursztynie. I co z tego mamy? Mnóstwo klarowanego bursztynu i doprowadzanie na siłę do wewnętrznych spękań, żeby zadowolić odbiorców. Teraz z kolei przyszła z Chin moda na bursztyn naturalny, najchętniej jasnożółty albo białożółty. Więc producenci dwoją się i troją, nie przebierając w środkach, by ten popyt zaspokoić. Na rynku pojawiło się więc mnóstwo bursztynu „naturalnego”, który tak naprawdę w znacznej części jest wielokrotnie modyfikowany lub są to imitacje wykonane z innych surowców. Zarówno jedne, jak i drugie zazwyczaj sprzedawane są jako bursztyn naturalny, stąd obawa kupujących. Imitowane są także diamenty i inne kamienie szlachetne, więc nie ma w tym niczego złego, pod warunkiem właściwego informowania klienta. Imitacje bursztynu wykonane z różnych żywic subfosylnych, choćby z kopalu kolumbijskiego, są szlachetniejsze i cenniejsze od imitacji z żywic sztucznych, bo to też naturalna żywica, jedynie dużo młodsza.
Jest jeszcze zielony bursztyn.
Taki kolor uzyskiwany jest poprzez wyprażanie w autoklawie, albo malowanie od spodu. Moim zdaniem jest to niedopuszczalne, by taki modyfikowany czy malowany kamień nadal nazywać bursztynem. Ja głośno protestuję przeciwko takim praktykom, nawet jeśli mam świadomość, że głosy naukowców są na rynku słabo słyszalne. Bursztyn jest kamieniem jubilerskim przede wszystkim w odcieniach żółtych do brązowych. Jeśli chcemy zmieniać go na zielony, sprzedawajmy go jako imitacje zielonego kamienia – na przykład turmalinu, szmaragdu , jadeitu czy wielu innych – wykonaną z bursztynu. A sytuacja jest poważna: jeśli nie powstrzymamy tego procederu, może dojść do poważnego podważenia zaufania do bursztynu, a w efekcie do załamania rynku. Już dziś Chińczycy, którzy są obecnie największymi odbiorcami biżuterii z bursztynem, stają się coraz bardziej nieufni. Czy producenci naprawdę chcą, by odwrócili się od bursztynu?!
Jak naukowcy radzą sobie z identyfikowaniem modyfikacji i imitacji bursztynu?
Niestety działamy trochę po omacku. Kiedyś nowe sposoby modyfikacji i imitacji były opatentowywane, więc wiedzieliśmy, kto co i z czego robi. Teraz sprawdzamy, jeśli coś trafi w nasze ręce. Trudność polega na tym, że obecnie każdy robi swoje własne mieszanki i widmo badane w spektrometrze jest w wielu przypadkach jeszcze nierozpoznawalne. Czasem nie można podjąć się identyfikacji takiej imitacji przy użyciu tylko metody, jaką jest analiza spektrometryczna w podczerwieni. Wiemy natomiast już, jak odróżnić w spektrometrze bursztyn modyfikowany od naturalnego – wnioski na podstawie moich badań i dr. Ewy Wagner-Wysieckiej z Politechniki Gdańskiej zostały niedawno opublikowane w Pracach Muzeum Ziemi nr 50, 2012. To poważny krok naprzód.
Jak więc można odróżnić bursztyn naturalny od modyfikowanego?
Najlepszym urządzeniem do stwierdzenia autentyczności bursztynu bałtyckiego jest, jak wspomniałam, spektrometr. Ale to tylko maszyna, więc nie każda analiza się udaje. Czasem spektrometr pokaże bardzo ładne pasma, a innym razem takie, których nawet najbardziej doświadczony rzeczoznawca nie odczyta. Dlatego nie dziwmy się, kiedy osoba obsługująca spektrometr odmówi wydania świadectwa badania, bo nie będzie miała pewności. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego odczytać z jednego widma. Nie wiemy przecież, co się z danym kawałkiem bursztynu działo przez ponad 40 mln lat: był on przecież w wodzie, ziemi, wygrzewał się w wydmie, tkwił w lodowcu i nie wiadomo, gdzie jeszcze. Udaje nam się odczytać te widma, na których odczytanie pozwala nam przyroda… i nasze doświadczenie.
Nową, ale bardzo obiecującą metodą jest chemiczne mapowanie bursztynu, polegające na zrobieniu mapy z płytki bursztynu. Pobiera się wiele widm z miejsc położonych tuż obok siebie, więc łatwiej zauważyć, gdzie jest bursztyn naturalny, a gdzie jakaś inna domieszana substancja. Badania te są w początkowej fazie, jeśli się rozwiną, będziemy mieli bardzo pewną metodę badania mieszanek bursztynu z żywicami sztucznymi albo z kopalami. Bursztyn – minerał organiczny – ma nadal swoje tajemnice – i dobrze, bo to czyni go dla nas nadal interesującym obiektem badań. Rynek – i to nie tylko jubilerski – jeśli nie opiera się na badaniach naukowych, nie ma szans na rozwój.
Tyle że te badania powinny mieć większe przełożenie na rynek.
Ależ mają! Organizatorzy targów bursztynu Amberif od początku postawili na rozwój biznesu w oparciu o naukę. Efektem takiej współpracy jest również udostępnienie spektrometru do badań bursztynu w tworzącym się Muzeum Bursztynu w Krakowie – mogą z niego korzystać wszyscy, którzy zakupili lub chcą kupić i zbadać autentyczność wyrobu z bursztynu. Ogromnie się cieszę z otwarcia tego muzeum – w Niemczech jest sporo tego typu prywatnych przedsięwzięć, które obok biznesu prowadzą pracę popularyzatorską w oparciu o autentyczne kolekcje.
Jaki scenariusz dalszego rozwoju dla rynku pani przewiduje?
Rozwój jest jak najbardziej możliwy. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze kilka spektrometrów z przystawką ATR, a wśród bursztynników, sprzedawców oraz klientów narodzi się świadomość, że dzięki nauce uda się wyeliminować fałszerstwa. A imitacje? Będą, byle nie zielone... Szczególnie te z naturalnych żywic subfosylnych są dobrą alternatywą dla osób, których nie stać na drogi już dziś bursztyn naturalny; ważne jednak, by wiedziały one, że jest to imitacja i z czego została wykonana. Piękne imitacje z XIX wieku – nawet z żywic sztucznych, a więc tych mniej szlachetnych – jeszcze dziś są mile widziane i podziwiane.
Pani Aniu, na zakończenie zaprośmy do Krakowa do Muzeum Bursztynu, które otwiera Tomasz Mikołajczyk – Bursztynnik Roku 2012. To też interesująca perspektywa dla rynku…