Tylko cisza i samotność umożliwiają twórcy doskonalenie siebie i swojego dzieła – twierdzi projektant. Właśnie w takich warunkach bezpiecznego projektowania powstaje jego biżuteria – subtelny ale bardzo istotny akcent wspomagający kobiecość oraz możliwy do zrealizowania doskonały styl kobiety.
Wiele się zmieniło od czasu naszej poprzedniej rozmowy z 2007 r. Przede wszystkim wyszedłeś ze swojej strefy bezpieczeństwa, którą nazywałeś szufladą, odważyłeś się pokazać światu swoje projekty, czyli wystawiłeś się na ocenę, czego kiedyś bardzo chciałeś uniknąć…
Na pewno dla mnie nie była to strefa mojego bezpieczeństwa. Przede wszystkim próbowałem stworzyć warunki dla mojego bezpiecznego projektowania. Nie boję się oceny, myślę jednak, że aby coś pokazać, to warto jest najpierw to „coś” mieć. Podczas mojego kilkuletniego pobytu w Niemczech w latach 90. miałem okazję zetknąć się z innym wymiarem projektowej rzeczywistości objawiającej się we wszelkich możliwych postaciach. Przede wszystkim dostępność sztuki. W Niemczech rzeźba współczesna – proszę nie mylić z patriotyczną czy religijną – jest prezentowana w wolnej przestrzeni miejskiej. Dzieła Rodina, Picassa, Moore’a, włoskich futurystów czy rosyjskich konstruktywistów, rzeźby minimal-art i land-art pełnią ważną rolę edukacyjną. Niemcy to również ojczyzna wielkiego Bauhausu. Wzornictwo przemysłowe, grafika, typografia czy architektura są na bardzo wysokim poziomie. Trudno więc, korzystając z takich doświadczeń, nie być krytycznym w stosunku do otoczenia, a przede wszystkim do samego siebie.
Opłaciło się z niej wyjść? Pokazać światu?
„Talent wymaga ciszy i samotności" – powiedział Goethe. Zbyt szybka koncentracja na eksponowaniu siebie i swojego dzieła lub koncentracja na jego komercyjnych aspektach uniemożliwia twórcy wniknięcie w jego strukturę, czyli we wszystko to, od czego zależy wartość dzieła. Koncentrując się na eksponowaniu dzieła, twórca traci energię i czas, które powinien raczej wykorzystać na pogłębianie myśli i doskonalenie warsztatu. Tym samym traci czas na tworzenie własnej, długiej drogi rozwoju, która z kolei stanowi zawsze mocny fundament w budowaniu czegoś wartościowego. Myślenie o tworzeniu własnej drogi jest mi bliskie, dlatego cały proces mojego upubliczniania zdaje się być powolny. Jest również wpisany w pewien system funkcjonowania pozwalający uchronić się przed pewnym niebezpieczeństwem. Chodzi o proces oddalania się od wartości absolutnych. Ten system obejmuje trzy strefy. Pierwsza z nich to strefa rozwoju, pracy twórczej i ważnych myśli – słowami Goethego: w ciszy i samotności. Wyniki pracy i myśli chcemy pokazać, więc „wychodzimy z samotności” do świata i wchodzimy w drugą strefę, strefę komfortu, czyli oglądu/wyglądu – exhibition – i wynikających z tego korzyści. Ta strefa jest przyjemna, gorzej jednak, jeśli stanie się dla nas najważniejsza. Wówczas twórca zaczyna być ważniejszy od dzieła. Fascynacja i oszołomienie własną osobą odsuwa twórcę od istoty pracy – od tworzenia: następuje jałowy proces powtórzeń i powielenia siebie. A to już początek trzeciej strefy – paniki – z której powrót do strefy rozwoju raczej nie jest już możliwy. Nasuwa się pytanie czy warto, kiedy się zatrzymać i zawsze kosztem czego?
Tymczasem szczytne idee zazwyczaj przegrywają z brutalną rzeczywistością.
Brutalne bywają warunki, w jakich powstają dzieła. Samo tworzenie jest wartością absolutną i niepowtarzalną. Możliwość realizowania dzieła potrafi wywołać bardzo pozytywne myśli, a więc nie dość, że idee nie przegrywają, to jeszcze się potęgują. W momencie tworzenia rzeczywistość zapewne nie istnieje, liczy się tylko to, co twórcze. Na samym szczycie tworzenia wartości zawsze wygrywają. Tylko jak tego doświadczyć?
Myślisz o kobietach, projektując biżuterię?
Przede wszystkim. Bardzo mi zależy na tym, by wspomagać kobiecość, jak również możliwy do zrealizowania doskonały styl kobiety. Obserwuję w świecie mody wiele ciekawych rozwiązań dotyczących formy i treści. Podoba mi się lekkość i wyrafinowanie, odwaga, szlachetna prostota i elegancja. Razi przepych i sztuczność. W świecie mody szukam takich projektów, które chciałbym dopełnić biżuterią, jednocześnie nie pozbawiając ich charakteru. Biżuteria jako subtelny ale bardzo istotny akcent. Z pełnym zachowaniem hierarchii wartości oglądów. Zresztą jest to cecha projektowania w ogóle. W moim przekonaniu kobieta, ubiór i biżuteria stanowią spójną i niepowtarzalną całość, w której nic nie dominuje i wszystko z siebie wynika. Chodzi więc nie tylko o dobrze zaprojektowaną, ale również dobrze wybraną i dopasowaną biżuterię do kobiety i do stylu, w jakim się dobrze czuje i jakim o sobie opowiada.
Współczesność nie jest dla Ciebie interesująca? Nie widać jej w Twoich kolekcjach...
Współczesność jest interesująca w sensie logicznym, natomiast sztuka dawna uduchowia tę logikę, odziera ją z surowości i oczywistości. Myślę, że łatwiej jest rozumieć teraźniejszość, mogąc jej coś przeciwstawić. Muzyka dawna, będąca ważnym elementem sztuki dawnej, może służyć jako właśnie taka przeciwstawność. W ostatnim czasie to właśnie ta muzyka, szczególnie w interpretacjach Jordiego Savalla, Andreasa Scholla, L’Arpeggiaty, Accademia Bizantina, czy Accademia del Piacere, najmocniej wspiera mój proces tworzenia. Słuchając jej, odkrywam najważniejsze cechy istotne dla projektowania w ogóle i takiego, jakie rozumiem: najważniejsza jest subtelność, następnie harmonia, wyważone kontrasty, cisza, dynamika, ornamentyka, prostota czy elegancja. Naturalność brzmienia instrumentów dawnych przywołuje ducha tamtego czasu i tamtych idei. Interesująca jest również naturalna przemiana sztuki. Trwający czas „przyczynia” się do estetycznej i pozaludzkiej transformacji dzieła. Głównymi tutaj siłami są siły natury. Dokonuje się estetyczna charakteryzacja dzieła, powstają wyblakłe maski, spękane i wytarte powierzchnie, zakurzone i stępione kontrasty, wreszcie strzępy kamiennych obelisków. W dużej mierze dzieje się to za sprawą przypadku. Przypadek jest elementem naturalnym i w jakimś stopniu pozaludzkim. Dzieło poddane takiemu przypadkowi zyskuje cechy estetyki świata natury, a więc w naszym rozumieniu cechy estetyki doskonałej. Staje się częścią tej natury i współtworzy ją po to, by się w niej zatracić. Poszukuję więc tych pozostałości, tej właśnie estetyki i próbuję ją różnymi sposobami i z różnym skutkiem wywołać, ponieważ jest fascynująca. Próbuję się do niej zbliżyć, na ile jest to tylko możliwe.
Te inspiracje dawnymi wiekami – średniowieczem, renesansem – są bardzo widoczne w Twoich pracach. Nawet nazwy sprawiają wrażenie, jakby pochodziły z tego okresu. Co jest w nich takiego fascynującego?
Fascynujące jest to, że wybitni malarze czy rzeźbiarze renesansowi, tacy jak Michał Anioł, Ghirlandaio, Botticelli, Dürer, Gozzoli, Ghiberti jak również wielu innych praktykowali naukę w zakładach złotniczych. Zawód ten cieszył się wielką estymą pośród innych zawodów rzemieślniczych epok dawnych. Biżuteria wykonywana w tychże zakładach traktowana była w sposób okazjonalny, jednostkowy i przez to szczególny. Była również pracochłonna – towarzyszył jej żmudny, choć zapewne interesujący proces poszukiwań i prób. Prymitywne narzędzia i skromne warunki zmuszały mistrzów do niesamowitego, dzisiaj rzadziej spotykanego, zaangażowania w proces tworzenia. Praca ta wymagała wielkich umiejętności w opanowywaniu i udoskonalaniu różnorodnych technik, wymyślaniu kolejnych, niepowtarzalnych, często na potrzeby jednego tylko dzieła. „Ręka” twórcy, niczym ręka rzeźbiarza, odciskała ślad w metalu, określając jednocześnie jego własny niepowtarzalny styl. I to wszystko dla nich – kobiet renesansu, bogiń, nimf, pań dworu, symbolicznych i tajemniczych, obdarowanych tą piękną biżuterią. Można tego doświadczyć, skrupulatnie poszukując utkanej gdzieś na znikających, „dotkniętych” czasem, spękanych i tracących barwy obrazach z dawnych epok. Dzisiaj wydaje się, że biżuteria w znacznym stopniu jest pozbawiona przywilejów. Bardzo często pozbawiona jest również autora. Jest bezosobowa, bez stylu i bez emocji, które często są kluczowym czynnikiem oznaczającym jej wartość. W dużej mierze przyczyniła się do tego jej dostępność na masową skalę. Technologie odpowiadające na potrzeby rynku przyspieszyły ten proces i skutecznie zastąpiły wiele z tych dawnych. Powstał preparat. Coś nieszlachetnego pod wieloma względami, również materiałowym i projektowym. Namiastka rzeczywistości, za to dostępna wszędzie i za symboliczną opłatą. Zresztą dzisiaj sytuacja jest jeszcze prostsza. Skoro żyjemy w czasie mocno spreparowanej rzeczywistości, która bardzo płynnie przechodzi w fikcję, jest nam bardzo trudno określić granice prawdy i tej fikcji. Wierzymy więc w to, co jest dobrze spreparowane i doskonale podane. Może wystarczy powiedzieć intensywnie promowane, bez większego znaczenia, czym tak naprawdę jest sam produkt i osoba, która za nim często NIE stoi.
Projektujesz nie tylko biżuterię. Zaprojektowałeś dom, w którym mieszkasz wraz z rodziną. Co jeszcze? Czy te inne projekty to jednorazowe przygody, czy planujesz mocniej zaangażować się w te dziedziny projektowania?
Architektura – podobnie jak biżuteria – jest również formą użytkową. Podlega tym samym czynnikom sprawczym. Pragnienia i podniety, zauroczenia, strach przed nieznanym i znana pewność własnych racji – modus operandi – każdego projektu, który z każdą próbą jego podjęcia coraz bardziej nie daje spokoju. Mam takie wrażenie, że każdy szczery twórca staje się więźniem własnej idei wierzącym w to, że jest w stanie wpływać na otaczającą go rzeczywistość w sposób jedyny i tylko taki, który wydaje mu się najwłaściwszy. Ja również w to wierzę i jest mi z tą możliwością po prostu łatwiej żyć. A jeśli dotyczy to kolejnych sfer życia, to powiększa się zakres tych możliwości „poprawiania” świata. Architektura, podobnie jak biżuteria, służy wyjątkowym celom. Różnice dotyczą sposobu użytkowania, ale prawdy projektowe, cokolwiek miałoby to oznaczać, są sobie bliskie. Prawdopodobieństwo popełnienia błędu i konsekwencje z tego wynikające są podobne. Myślę więc, że to nie są przygody, tylko kolejne ważne doświadczenia, których na drodze projektanta nigdy nie jest za dużo. Projekt domu w założeniu był próbą połączenia bauhausowskiego porządku światła i przestrzeni z tradycją miejsca (w sensie historycznym), z pełnym poszanowaniem środowiska, w którym się znajduje, a więc bez dominacji nad nim, raczej w zgodzie z naturą. Zawiera również element napięcia i zaskoczenia dający się wyczuć w kontraście do swojej niepozorności – to akurat szkoła szwajcarska. Tak jak biżuteria w domyśle odpowiada za kobietę, tak architektura za przestrzeń publiczną, w której się znajduje. W obu przypadkach odpowiedzialność jest bardzo duża, a liczba westchnień lub rozczarowań nieograniczona. Trzeba więc dać z siebie wszystko, bo warto.
Maciej Rozenberg ukończył fotografię na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Od 2016 twórca marki ROZENBERG. Zajmuje się doradztwem i realizacją budowania wizerunku estetycznego firm z branży jubilerskiej, optycznej i budowlanej; w branży jubilerskiej wieloletnia współpraca z firmą ART7.
Polecamy:
Po umiarze poznać mistrza - rozmowa z Maciejem Rozenbergiem
https://amber.com.pl/aktualnosci/89-wywiady/3375-w-ciszy-i-samotnosci-rozmowa-z-maciejem-rozenbergiem#sigProId1ff490230f