15 sierpnia br. odszedł Jacek Baron – jeden z najbardziej kreatywnych, utalentowanych i pracowitych twórców biżuterii. Choć w trakcie swej złotniczej kariery sięgał po różne kamienie, najbardziej ukochał sobie bursztyn.

To właśnie z bursztynem powstały jego najlepsze i najbardziej spektakularne realizacje – w tym najbardziej pamiętna kolekcja biżuterii mechanicznej czy stworzony przez niego szlif Baron Cut.


Kocham bursztyn za to, że każda bryłka jest inna, każda kryje jakąś niespodziankę, którą odkrywam przy szlifowaniu, zachwyca mnie jego różnorodność kolorystyczna, uwielbiam jego zapach i mnóstwo możliwości estetycznych, jakie dają połączenia z innymi materiałami – mówił w wywiadzie dla Bursztynowego Portalu amber.com.pl w styczniu ubiegłego roku.

 

Polecamy: Kalafior też może być inspiracją dla projektanta biżuterii – rozmowa z Jackiem Baronem

Dla Niego wszystko było biżuterią, wszystko go inspirowało, wszystko mogło stać się zaczątkiem nowego wzoru – architektura, fauna, flora, podróże, ludzie... Był nie tylko świetnym projektantem, ale także utalentowanym artystą jubilerem, stale poszukującym nowych rozwiązań, które w sposób jeszcze bardziej doskonały pozwolą oddać myśl, która właśnie zakiełkowała Mu w głowie. Tych myśli zawsze miał natłok – nie mógł spokojnie usiedzieć, wcześniej czy później zaczynał szkicować wzory, które przychodziły Mu do głowy, by je zapamiętać na przyszłość. Zostało po Nim mnóstwo zeszytów, kartek i serwetek ze szkicami oraz gigabajty plików w laptopie – projekty te, jak zapowiada Rodzina, będą systematycznie realizowane.

Jacek od zawsze wiedział, kim chce zostać. Jeszcze jako nastolatek, po krótkiej przygodzie z metalami nieszlachetnymi, podjął naukę w pracowni biżuterii srebrnej. Najpierw na warszawskiej Pradze, gdzie poznał bursztyn, potem w pracowni na Nowym Świecie w Warszawie. Mając 20 lat o obróbce srebra wiedział już więcej niż niejeden utytułowany rzemieślnik. Czuł metal i bursztyn jak nikt inny i wykorzystywał te umiejętności bezkompromisowo, nie dbając o trendy i mody. W Jego projektach zawsze była nuta szaleństwa, spora dawka przekory, nie dopuszczał myśli, że czegoś nie można zrobić inaczej. Mając pomysł – wcielał go w życie niemal natychmiast. Tak szybko, że często za wcześnie – wielokrotnie się zdarzało, że Jego nowatorskie wzory pozostawały niezauważone, by jakiś czas później zachwycić swoją świeżością i nowatorstwem. Kłopot w tym, że Jacek nie czekał na spóźnione reakcje rynku, bo był już daleko dalej…

W ten właśnie sposób przez ponad 40 lat – skutecznie jak mało kto – wpływał na zmianę obrazu polskiej biżuterii z bursztynem. Jego nowatorskie szlify i sposoby oprawy oraz brak „szacunku” dla tradycji gdańskiego rzemiosła jednych oburzały, a innych zachwycały – co znalazło odzwierciedlenie w licznych nagrodach, m.in. w konkursie Mercurius Gedanensis, w którym otrzymał wyróżnienie za kolekcję biżuterii mechanicznej z bursztynem (1995), nagrodę specjalną za cykl bransolet w uznaniu nowoczesnego wzornictwa i profesjonalnego wykonania (1996), Grand Prix za bransoletę z mechanizmem do samodzielnej wymiany kamienia (1998) i wyróżnienie za naszyjnik „Bursztynowy Szlak” za nowatorską formę konstrukcji (2004). Rynek był bardziej powściągliwy w okazywaniu zachwytu, choć mnogość kopii jego wzorów zdaje się temu przeczyć – jeszcze dziś na targach jubilerskich w wielu gablotach można zobaczyć niezaprzeczalne inspiracje Jego pomysłami...

Jacek nie szukał pomysłów, one były w Nim. Nie cofał się przed wyzwaniami. Perły, kryształy Swarovskiego, cyrkonie, brylanty i inne kamienie szlachetne, złoto w wielu odcieniach – tego wymagały firmy z Polski, Chin, Stanów Zjednoczonych, Rosji, Czech, Wielkiej Brytanii czy krajów arabskich, z którymi współpracował jako partner i projektant. Był autorem małych klejnotów i znaczących projektów. I mnóstwa unikatowych autorskich rozwiązań technologicznych, które stosował w swojej pracowni. Najnowszego, niemal skończonego projektu – wyjątkowego połączenia materiałów recyklingowych ze złotem, bursztynem i brylantami – prawdopodobnie już nie zobaczymy...

Jacek chętnie dzielił się zdobytą wiedzą i doświadczeniem – wielu współczesnych złotników rozpoczynało swoją drogę zawodową w Jego pracowni lub podczas kursów przez niego prowadzonych, zarówno w kraju, jak i za granicą. Był przyjacielem, kolegą, nauczycielem. Szybko zjednywał sobie ludzi – Jego nie dało się nie kochać. Z ogromnym zaangażowaniem – jak mało kto – wdrażał w życie łacińską maksymę carpe diem. Zawsze uśmiechnięty i optymistycznie nastawiony do życia i ludzi, zarażający wiarą, że wszystko się da – jak nie tak, to inaczej. Wiele razy zaczynał „od nowa”, więc nie był w tym gołosłowny. Tym razem jednak się nie udało – przegrał walkę z rakiem.


Ceremonia pogrzebowa odbędzie się we środę 25 sierpnia o godzinie 13:00 w Domu Pogrzebowym na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Pogrzeb odbędzie się tego samego dnia o godzinie 14:30 na Cmentarzu Powązkowskim (wejście IV bramą, 140. kwatera, rząd 6., grób 27). Rodzina prosi o zachowanie bezpieczeństwa pandemicznej rzeczywistości podczas składania kondolencji oraz wspomnienie dobrej chwili z Jackiem zamiast kwiatów.

 

Anna Sado, Mariusz Pajączkowski