Nie ma chyba branży, na której koronawirus nie odcisnąłby swojego piętna. Także branża bursztynnicza, której produkty trafiają głównie na eksport, mocno ucierpi – głównie z powodu zamarcia ruchu turystycznego, ale także spodziewanej recesji w Chinach, które są niezmiennie największym rynkiem zbytu polskich wyrobów z bursztynem.

„Koronawirus nas dobije” – mówią z przerażeniem bursztynnicy. Branża, która od dwóch lat zmaga się ze skutkami drastycznego spadku sprzedaży wyrobów z bursztynem w Państwie Środka, może nie poradzić sobie ze skutkami epidemii koronawirusa. Odwołanie znaczących imprez targowych dedykowanych branży jubilerskiej w Chinach oraz przeniesienie na sierpień największych w Europie Międzynarodowych Targów Biżuterii i Bursztynu Amberif wstrzymały branżę bursztynniczą. „Do wiosennego sezonu wystawienniczego bursztynnicy przygotowują się już od jesieni, projektując i produkując nowe wzory, które miały przynieść nowe kontakty biznesowe oraz nowe kontrakty. Nic z tego nie wyszło, zostaliśmy z masą towaru, którego najprawdopodobniej nie uda nam się sprzedać. Trochę ratują nas nasi stali odbiorcy, ale i oni są bardzo ostrożni i oszczędni w zakupach, bo przecież ruch turystyczny na całym świecie właściwie zamarł a biżuteria w czasach pandemii jest raczej na końcu listy potrzeb. Ten sezon jest dla nas właściwie już stracony” – twierdzi Tomasz Pisanko, producent biżuterii srebrnej z bursztynem.

Polecamy: Amberif 2020 przełożony na sierpień

To, czy da się ten sezon jeszcze uratować, zależy przede wszystkim od tego, jak szybko zostanie opanowany wirus i jak szybko świat wróci na stare tory. W przypadku branży bursztynniczej najbardziej kluczowym czynnikiem jest powrót turystów – bo to oni kupują najwięcej wyrobów z bursztynem. „Nikt nie jest przygotowany na przedłużenie okresu wegetacji o kolejne miesiące. Jeśli do kwietnia uda się opanować pandemię, to jest szansa, że od czerwca nasze sklepy będą mogły normalnie pracować. Utrata tych trzech miesięcy handlu będzie jednak nie do odrobienia i – przy sezonowości naszego biznesu – może oznaczać, że nie wszyscy zabezpieczą środki na przetrwanie okresu zimowego. Nasza sieć wstrzymała zamówienia, do czasu uspokojenia sytuacji będziemy dokonywać tylko bieżących zakupów” – tłumaczy Aretha Kołodziejczyk z krakowskiej sieci Boruni specjalizującej się w handlu wyrobami z bursztynem bałtyckim.

Oprócz wstrzymania produkcji i handlu widoczne są już także inne konsekwencje. „Wierzę, że ta sytuacja zawieszenia nie potrwa zbyt długo, dlatego zdecydowałem się na zmniejszenie wymiaru etatów moich pracowników. Bronię się jak mogę przed ich zwolnieniem, ponieważ wiem, jak trudno w tej branży znaleźć dobrych, wykwalifikowanych pracowników” – wyjaśnia Tomasz Pisanko. Zwolnień raczej trudno będzie uniknąć, szczególnie w przypadku dużych firm, które sytuacja zmusiła do zawieszenia lub choćby ograniczenia produkcji. Część producentów ratuje się, wyprzedając towar, co przy masowości tego zjawiska w dłuższej perspektywie może mieć negatywne skutki dla całej branży, gdyż trudno będzie powrócić do cen sprzed pandemii. A to z kolei pociągnie na dno kolejne firmy… Nadzieją na szybki powrót do normalności nie napawają również prognozy gospodarcze dla Chin będących niezmiennie najważniejszym rynkiem zbytu dla polskich bursztynników – ekonomiści alarmują, że tamtejsza gospodarka jest w bardzo złym stanie, a biznesowe turbulencje mogą sprawić, że po raz pierwszy od lat 70. kraj popadnie w recesję.