Lata pracy speców od promocji i wysiłki producentów diamentów włożone w budowanie wizerunku tego kamienia przyniosły wymierne efekty: dziś diament kojarzy się z luksusem i jest w stanie podnieść ogólną wartość wyrobu, także tę wizerunkową. Przyznaję szczerze, że mnie samego to zaskoczyło kilka lat temu, kiedy powstała kolekcja pierścionków, w której zwykłe otoczaki oprawiłem w złoto i dodałem mały diamencik. Zainteresowanie odbiorców przerosło moje oczekiwania – pomysł sam w sobie był ciekawy, ale nie wiem, czy efekt komercyjny byłby taki sam, gdybym nie użył diamentu…

Moim zdaniem bursztyn nie potrzebuje diamentu, żeby się dowartościować. Dla mnie bursztyn to wyjątkowy kamień, sam w sobie unikatowy. Diament jednak ma coś, czego nie ma bursztyn: jest bardzo dobrze wypromowany, wzbudza pozytywne skojarzenia. Jest powszechnie uznawany za najdroższy kamień jubilerski, choć wiadomym jest, że – w obu przypadkach – dostępne są mniejsze i większe kamienie, lepszej lub gorszej jakości. Bursztyn może na takim połączeniu wiele skorzystać, pogrzać się w prestiżowym blasku diamentu – i to może otworzyć nową, ciekawą drogę rozwoju współczesnego wzornictwa z bursztynem.

O tym, że jest to obiecujący kierunek, świadczą choćby dotychczasowe doświadczenia. W Polsce takie zestawienia są charakterystyczne dla artystów i rzemieślników, ale też i nierzadko producentów dbających o wysoki poziom oferowanego wzornictwa. Ciekawymi zagranicznymi przykładami są Michael Zobel, mieszkający w Niemczech światowej sławy artysta-jubiler, jak również projektantka ekskluzywnej biżuterii Barbara Westwood, pracująca w swoim atelier w Colorado.

Warto próbować nowych kombinacji materiałów czy kamieni niezależnie od ich wartości czy wizerunku – najważniejsze, by efekt był spektakularny!

Mariusz Gliwiński jest projektantem biżuterii, właścicielem firmy Ambermoda.