Część firm zmniejszyła dotychczasową powierzchnię stoisk, kilku wystawców całkowicie zrezygnowało z obecności na tegorocznej edycji targów. Z całą pewnością są to trudne decyzje, jednak wydaje mi się, że powinny być oceniane w kategoriach pragmatycznego zachowania się firm w trudnej sytuacji rynkowej. Rotację wystawców oceniamy na poziomie 20 procent – zwolnione miejsce zajmą głównie firmy zagraniczne. Ale i polskie, które z racji braku miejsca nie miały dotychczas szans na powiększenie stoiska lub dobrą lokalizację.
Firmy bardzo odczuwają skutki trwającego już od kilku lat kryzysu, a teraz muszą się dodatkowo zmagać z rosnącymi cenami surowców: srebra, złota i bursztynu. Problemem jest także brak promocji bursztynu na rynkach międzynarodowych, która w czasach ogólnej prosperity nie miała tak zasadniczego znaczenia jak obecnie. Musimy poprzez celowy marketing wypracować metody dotarcia do potencjalnych klientów na różnych kontynentach i podać im powody, dla których warto i trzeba kupić wyroby z bursztynu bałtyckiego. Obecnie klienci poszukują wyrobów zidywidualizowanych, apelujących do emocji – wystarczy przywołać przykład marki Pandora. Bursztyn ma taki potencjał, tylko trzeba go umiejętnie przedstawić. Miejmy nadzieję, że taką „pomocną dłonią” okaże się program Ministerstwa Gospodarki PO IG 6.5. dla potencjalnych marek polskich.
Koniecznym warunkiem światowej promocji jest stawianie na naturalne kamienie – to zresztą jest bardzo silny aktualnie trend w gemmologii. W naturalnym bursztynie tkwi ogromny potencjał: jest unikatowy, ma nadzwyczajne właściwości zdrowotne i przebogatą tradycję kulturową. Jednak aby to wykorzystać, musimy zacząć konsekwentnie nazywać po imieniu zabiegi, którym go poddajemy. W przeciwnym razie nie uda nam się zatrzymać postępującej deprecjacji bursztynu.
Ewa Rachoń jest dyrektorem projektu targów Amberif i Ambermart.