Eryk Popkiewicz w trakcie prezentacji dawnych technik obróbki bursztynu na Europejskim Święcie Bursztynu w Wieluniu

Eryk Popkiewicz jest z wykształcenia archeologiem. Wykonuje pokazy obróbki bursztynu technikami średniowiecznymi i z okresu rzymskiego za pomocą własnoręcznie wykonanych narzędzi wzorowanych na tych z epoki. Jako jedyny w Polsce wykonuje także pokazy ogniowe z użyciem pyłu bursztynowego.

Gdańsk, Wolin, Jantar, Wieluń – to tylko niektóre miejsca w Polsce, gdzie można Cię zobaczyć podczas prezentacji średniowiecznych technik obróbki bursztynu. Wygląda na to, że ludzi takie „stare historie” rzeczywiście interesują?

Najbardziej im się podoba, że prostymi narzędziami – choć słowo narzędzie jest w tym przypadku nieco na wyrost – można stworzyć piękną rzecz, zupełnie odmienną od współczesnej masowej oferty. I oczywiście furkadełko – drell, które działa w prosty i trochę chyba z dzisiejszej perspektywy widowiskowy sposób. Zainteresowanym pokazuję – sami też mogą spróbować – jak użyć narzędzi z okresu średniowiecza do obróbki bursztynu, by praca była efektywna. A oni się dziwią, że tak prymitywne narzędzia mogą być skuteczne. Przekonuję, że bursztyn można obrabiać domowymi metodami bez specjalistycznego sprzętu, co jest bezpieczne, rozwija fantazję i kreatywność, nawet jeśli jest bardziej czasochłonne. Przy okazji staram się jak najwięcej opowiedzieć o bursztynie: pokazuję, jak obrabiać surowe bryłki, wyjaśniam, czym się różni bursztyn z morza od tego z kopalni w Kaliningradzie lub na Ukrainie czy z Kurpi. Mówię, jakie są naturalne kolory bursztynu, a które uzyskiwane są wskutek ingerencji. Czasem opowiadam o inkluzjach, pokazuję kilka „muszek” uwięzionych w bursztynie – to niesamowicie działa na wyobraźnię. Wyjaśniam też, jak w prosty sposób odróżnić bursztyn od imitacji.

Dodajmy, że podczas takich prezentacji jesteś też odpowiednio ubrany.

Tak, zawsze mam na sobie specjalny strój z epoki, wykonany z wełny filcowanej. Ale marzy mi się taki z mieszanki: z dodatkiem konopi i sierści zwierząt, utkany ręcznie na krosnach. To jest już możliwe, choć to dość kosztowna przyjemność. I powoli konieczność, bowiem środowisko rekonstruktorów robi się coraz bardziej wymagające: jeśli czegoś w danej epoce nie było, nie można tego również obecnie używać. Dotyczy to wielu dziedzin życia, w tym także strojów, ozdób i narzędzi oraz technik ich wytwarzania.

Tak więc odwiedzający zyskują wiedzę nie tylko na temat bursztynu, ale i o tym, jak stworzyć proste ubranie bez zamka czy guzików, które nie wygląda jak chiński produkt. Zdarzyło się także, że projektanci mody podpatrywali ciekawe motywy kroju ubrania, butów czy sakiewek: dopytywali o detale, robili zdjęcia lub szkice, tłumacząc, że dotychczas widzieli je tylko na rycinach, a nigdy w trójwymiarze.  

Czasem ludzie reagują na mój widok takim pobłażliwym uśmiechem. Tym, co nie mają wiedzy historycznej, kojarzę się raczej z postaciami z bajek. Nawet Ambasador Bursztynu Monika Richardson opisuje mnie w swojej książce „Polki na bursztynowym szlaku” jako krasnoludka, gnomka. Ja z kolei uśmiecham się, kiedy biorą mnie za kobietę: kiedy pracuję pochylony nad warsztatem, widać tylko moje długie blond włosy, a czapka zakrywa twarz z zarostem. Zwracają się do mnie „proszę pani” – oczywiście dopóki nie podniosę głowy.

Moda na rekonstrukcje dawnych czasów zatacza coraz szersze kręgi: coraz więcej jest wojów z czasów rzymskich, wikingów, Celtów… Co ludzi do tego ciągnie?

Przeniesienie w dawne czasy to dla większości z nich ucieczka od trudów współczesnego świata. Wybierają więc trudy minionych wieków, takie jak np. uprawianie lnu, by utkać materiał i uszyć z niego ubranie. A wszystko to wyłącznie takimi technikami i narzędziami, jakie były dostępne w danej epoce. Osobiście uważam, że jest to przede wszystkim pasja i zabawa, i nie należy popadać w skrajności. Więc pozwalam sobie na noszenie ubrań tkanych maszynowo w sposób przypominający ręczne przędzenie lub tkanie. Tych obostrzeń jest coraz więcej a sam udział w grupach rekonstruktorskich coraz bardziej kosztowny i przez to elitarny.
Zabawa polega na odtwarzaniu stylu życia z danej epoki i jest coraz więcej cyklicznych imprez, na których można choć przez kilka dni tak żyć. Najważniejsze dla historycznego świata są Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie, Międzynarodowy Festiwal Wikingowie z Truso w Elblągu, Dymarki Świętokrzyskie w Nowej Słupi oraz Zlot Wojowników Słowian, Bałtów i Wikingów w Drohiczynie nad Bugiem. Są też takie jak Europejskie Święto Bursztynu w Wieluniu – to początkująca impreza, gdzie jarmark miejski jest łączony z kilkoma epokami historycznymi. Przez kilka dni żyjemy w średniowiecznym klimacie, zapominając o współczesności z jej komputerami i telefonami komórkowymi. Dzień upływa na pracy, wieczory na rozmowach i nauce, jak ułatwić sobie życie. Jest wśród nas bowiem wielu rzemieślników z różnych dziedzin i z różnych części świata, więc wymiana informacji kwitnie. Zresztą nie tylko informacji – także wykonywanych przez nas produktów.

Czy Twoje pokazy ogniowe to także element historyczny?

Legendy i mity podają, że szamani i czarownice potrafili krzesać ogień w mgnieniu oka i równie szybko go powiększać. Były to na pewno pyły, bursztynowy też mógł do tego służyć. Jak powstają? Tworzy się je, miotając pył bursztynowy przez pochodnię. Techniki miotania są różnego rodzaju: krótkie, ale szerokie jak grzyb atomowy, albo długie, przecinające powietrze po paraboli, lub jedne i drugie połączone. Powstają też kule ognia, które tworzą słup ognia na wysokość 10 m. Ciepło jest odczuwalne w odległości do 15 m. Można przenosić kule ognia poprzez jednostajne wysypywanie pyłu bursztynowego z woreczka – w ten sposób można przejść nawet 200 m w dowolnym kierunku z metrową kulą ognia obok. Podobny efekt, tylko że ze znacznie większą kulą sięgającą rozmiarów 1,5-2 m, uzyskuje się przy zastosowaniu sitka z długą rączką – wysypujący się z niego pył bursztynowy zapala się przy dostępie powietrza. Poza ognistą kulą powstają przy tym czarne jak noc chmury gęstego dymu. Miotanie ognia nie jest niebezpieczne, pod warunkiem jednak, że przestrzega się zasad bhp i zdrowego rozsądku.

Bursztynowe fire show to mój pomysł i jestem jedyną osobą w Polsce, która takie widowiska przygotowuje. Wcześniej widziałem wielokrotnie, jak pali się bursztynowy pył wrzucany do ogniska, ja zapragnąłem jednak zapanować nad ogniem. I mam dostęp do dużych ilości pyłu bursztynowego, co jest warunkiem koniecznym – do jednego pokazu trwającego 15-20 minut zużywam aż 30-40 kg pyłu. Najbliższe pokazy odbędą się jeszcze podczas trwającego do 5 sierpnia Festiwalu Słowian i Wikingów na Wolinie, w kolejny weekend 11 sierpnia podczas Europejskiego Święta Bursztynu w Wieluniu oraz 7 września w Gdyni w ramach targów Ambermart. Zapraszam.