Rozmowa z nim, nawet jeśli o przysłowiowej pogodzie, wcześniej czy później i tak zejdzie na biżuterię – to największa pasja jego życia, o której ciągle opowiada, którą ciągle projektuje i wykonuje. To jeden z najbardziej utalentowanych polskich projektantów biżuterii i niestety jeden z mniej docenionych.

Działasz pod nową marką BEspoke, pokazujesz wzory w Internecie i tworzysz biżuterię na indywidualne zamówienie. Dużo się ostatnio u Ciebie dzieje…

W związku z tym, że już nie zajmuję się produkcją biżuterii, przestałem się obawiać kopiowania moich wzorów. Jeszcze do niedawna było to bardzo uciążliwe i powodowało, że nie chciałem ich pokazywać publicznie. Obecnie tylko czasem projektuję dla dużych firm – ostatnio dla sieci Red Rubin – zaś generalnie skupiam się na realizacji indywidualnych projektów. Dobrze się odnajduję w dopasowywaniu projektu do klienta – wystarczy mi 10-15 minut rozmowy i już mam pomysł na biżuterię specjalnie dla niego. Jeśli nie jest możliwe spotkanie, wystarczy zdjęcie i opis tego, czym się zajmuje i co go interesuje. Każdy projekt jest indywidualny – nigdy nie powtarzam tych samych pomysłów. Owszem, pewne rozwiązania wzornicze czy techniczne mogą być te same, ale to za każdym razem jest zupełnie inna biżuteria. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby klient był niezadowolony.

Wygląda na to, że ludzie też są dla Ciebie inspiracją.

I tak jest. Ta umiejętność dopasowania biżuterii do człowieka wynika z doświadczenia – gromadzę je już ponad 40 lat. Projektowanie mam we krwi. Jestem gotów zaryzykować stwierdzenie, że nie ma drugiego takiego projektanta, który stworzyłby tak wiele wzorów, był non stop aktywny i tak dużo i często zmieniał wszystko jak ja (śmiech). Wszystko dlatego, że ja się wyjątkowo szybko nudzę i potwornie się męczę, kiedy mam wykonać dwa takie same wzory. Za to te nowe całkowicie mnie pochłaniają – gdyby nie to, że pod koniec dnia głodnieję, tobym nawet nie wiedział, że dzień się kończy.

Miałeś już dużą firmę produkcyjną, realizowałeś zlecenia odbiorców hurtowych w Polsce, USA i Rosji – wygląda na to, że znalazłeś wreszcie swoje miejsce na rynku biżuterii.

We wszystkich tych dziedzinach świetnie się sprawdzałem, ale rynek się zmienia i nie ma innego wyjścia, jak tylko się dostosować do jego potrzeb. Wydaje mi się jednak, że moje miejsce jest gdzie indziej – ze względu na bardzo duże doświadczenie, także techniczne, najlepiej sprawdziłbym się w projektowaniu dla dużych firm, które potrzebują krótkich serii biżuterii. Mam mnóstwo pomysłów, wręcz natłok! Jak coś wymyślę, nie mogę zasnąć, dopóki tego nie zrealizuję. To jest masakra, bo ja nawet przez sen pracuję. W nocy też mam świetne pomysły, ale niestety często rano ich nie pamiętam.

Nie wstajesz, żeby je naszkicować?

Nie no, na to jestem jednak zbyt zmęczony (śmiech). Na szczęście na brak pomysłów nie mogę narzekać, więc nie żałuję tych niezapamiętanych. Dla mnie wszystko jest biżuterią, wszystko mnie inspiruje, wszystko może stać się zaczątkiem nowego wzoru. Spoglądam na budowlę i już wyobrażam sobie, że jest biżuterią. Inspiracją może być stara kamienica, kopuła cerkwi czy nawet samo wejście – piękne drzwi potrafią „zagrać” jak biżuteria. O, już mam nawet pomysł, mogę go zaraz narysować (śmiech). Istną kopalnią pomysłów są też emocje – one też mają kształt! Staram się uchwycić to, co w danym momencie czuję – całkiem niedawno „odtworzyłem” wybuch fajerwerków. Nawet na danie w restauracji można spojrzeć jak na biżuterię – kiedyś zrobiłem pierścionek z „zielonym groszkiem”, pięknie wyszedł (śmiech). Weźmy taki kalafior – też może być ciekawy dla złotnika. I dla kreatywnego projektanta mody zapewne też. Już to widzę: wykorzystałbym tę charakterystyczną formę powtarzających się kopułek i ozdobił kamieniami. Wszystko może być inspiracją.

Projektowanie 3D dało Ci niesamowity napęd – tak rozpoczął się nowy, bardzo kreatywny rozdział w Twoim życiu zawodowym.

Zdecydowanie tak! To narzędzie jest absolutnie niesamowite. Już samo to jest fantastyczne, że mogę zaprojektować 10 rzeczy, a tylko jedną z nich wykonać. Kiedyś rysowałem głównie na serwetkach – idealnie się do tego nadawały także wezwania do zapłaty, PIT-y i inne druki urzędowe (śmiech) – mam tysiące zarysowanych zeszytów z projektami, niektóre zgubiłem albo same magicznie zniknęły, a komputer wszystko przechowuje – tysiące projektów, stworzonych choćby w zarysie, bym w dowolnym momencie mógł do nich wrócić. I czasem wracam do tych, które uważam za najlepsze. Wiele z nich przeszło niezauważonych, bo, jak często słyszałem, rynek nie był na nie jeszcze gotowy – więc kusi mnie, żeby sprawdzić, czy może teraz, po 20-30 latach, nadszedł wreszcie właściwy czas? Przechowuję więc te wszystkie zgromadzone przez lata projekty i cały czas liczę, że pewnego pięknego dnia podjedzie pod pracownię klient na białym koniu i powie: „Potrzebuję 7 tysięcy wzorów” (śmiech). Jestem na to przygotowany.

Szybko się nudzisz, ale bursztyn chyba jeszcze Ci się nie znudził?

Kocham bursztyn za to, że każda bryłka jest inna, każda kryje jakąś niespodziankę, którą odkrywam przy szlifowaniu, zachwyca mnie jego różnorodność kolorystyczna, uwielbiam jego zapach i mnóstwo możliwości estetycznych, jakie dają połączenia z innymi materiałami. Ale jednocześnie zniechęca mnie rynek bursztynu, który jest bardzo trudny i szalenie kapryśny. Odczułem to ostatnio mocno na własnej skórze, kiedy wypuściłem kolekcję ekskluzywnej biżuterii z żółtym bursztynem w oprawach z 18-karatowego złota, zdobioną szafirami, rubinami, diamentami i innymi kamieniami kolorowymi. Powstała ona w czasach, kiedy bursztyn był bardzo drogi, co w połączeniu z innymi szlachetnymi materiałami mocno podniosło cenę gotowego wyrobu – przykładowo bransoleta kosztowała 6 tys. USD. Niestety do sprzedaży trafiła w momencie spadku cen bursztynu wywołanym spadkiem zainteresowania na rynku chińskim – to chyba pierwsza w mojej dotychczasowej karierze kolekcja, która pojawiła się za późno (śmiech). Udało mi się znaleźć nabywców na niewielką jej część – co ciekawe, kilka sztuk kupili prywatnie właściciele zakładów jubilerskich, którzy przecież mogą sobie sami wyprodukować wszystko, ale jednak kupili ode mnie. To chyba wystarczający dowód na to, że była to naprawdę dobra kolekcja (śmiech).

Ciągle jeszcze masz potrzebę zadziwienia świata?

Z wiekiem i doświadczeniem jakby mniejszą, ale ciągle ją mam… Nie, to nie jest prawda... Mam i to cały czas ogromną!