Wszelkie próby zdefiniowania jej biżuterii są z góry skazane na niepowodzenie – kiedy już się wydaje, że znaleźliśmy właściwy algorytm, ona właśnie pokazuje światu najnowszą kolekcję… zupełnie niepodobną do poprzednich. A przy tym, podobnie jak poprzednie, dokładnie przemyślaną i perfekcyjnie przygotowaną.

Twoja biżuteria jest…

… dynamiczna, przestrzenna i bardzo kolorowa – władam całą paletą barw. Nie widziałam, żeby ktoś inny umiał zawrzeć w swojej pracy tak wiele przy jednoczesnym zachowaniu spójności, zwięzłości i dochowując wierności zasadom kompozycji. Od wielu osób, które w biżuterii widziały już prawie wszystko, usłyszałam, że nigdy wcześniej nie spotkali się z taką biżuterią.

Trudno włożyć Twoją biżuterię do jakiejkolwiek szufladki.

I właśnie o to chodzi! Ludzie uwielbiają szufladkować, nazywać, przyporządkowywać, bo łatwiej im zrozumieć świat. A ja najbardziej lubię z tych szufladek wyskakiwać (śmiech). Uwielbiam się wyłamywać, odwracać kota ogonem, stale zaskakiwać czymś nowym i nietypowym. Nie należę do grona tych twórców, którzy, jak już wypracują własną technikę, to innych nawet nie próbują, więc są z tą jedną silnie kojarzeni. Moja biżuteria też jest specyficzna i silnie kojarzona – ale wymyka się definicjom. Wiem, że czasem może to być trudne. I to mnie… bardzo mnie to cieszy! Wszelkie odmienności zmuszają bowiem do spojrzenia na zagadnienie – w tym przypadku biżuterię – z zupełnie innej perspektywy. Bynajmniej nie oczekuję, że będzie się ona wszystkim podobała, zależy mi tylko na tym, by ludzie zrozumieli, że może ona być tak różnorodna, jak różnorodni są ludzie i to, co siedzi w ich głowach. Staram się zmieniać postrzeganie biżuterii – dlatego moje prace są niedopowiedziane, by stworzyć przestrzeń do indywidualnych interpretacji.

Do tego trzeba mieć sporo odwagi.

W pewnym momencie mojego życia zawodowego powiedziałam sobie stop. Stop dla robienia rzeczy, które przestały sprawiać mi przyjemność i które mnie wysysały od środka. Mój odbiór świata i poczucie estetyki dawno zmieniły kurs. Pokazy mody, w których brałam udział, i krytyka, którą słyszałam, stały się jeszcze silniejszym impulsem do zmian. Zadałam sobie pytanie, co chcę robić i dokąd zmierzam. Uświadomiłam sobie, że przede wszystkim jestem kolorystką: uwielbiam malować, robić grafiki, szyć i łączyć różne materie, które na pierwszy rzut oka mogą się wydawać „od czapy”, ale umiejętnie połączone, świetnie ze sobą współgrają. Moim pragnieniem było tworzenie biżuterii z nurtu contemporary – także po to, by uciec od polskości w biżuterii, od tego, co jest u nas uważane za standard, w który ja nie chcę się wpasować. Wyznaczam swoje własne kryteria dla biżuterii – które, jak się okazało, w naturalny sposób są przyjmowane bardzo pozytywnie. Więc kiedy już określiłam siebie i własne cele, zaczęłam szukać własnej ścieżki i w tym celu bardzo dużo eksperymentować z nowymi technologiami, które wypracowywałam na własne potrzeby. Wiele godzin żmudnej pracy kosztowało mnie odkrycie własnego ja w biżuterii, dopracowanie tego, co już było moją mocną stroną: odmienności, przestrzenności, lekkości... A potem przyszedł czas na spełnianie marzeń – pierwszym było dostanie się na wystawę biżuterii contemporary JOYA w Barcelonie. Czułam, że to jest idealne miejsce dla prezentacji biżuterii wykonanej z bardzo innowacyjnych materiałów. Ostatnio FB przypomniał mi prace z tamtego okresu – przez ostatnie trzy lata osiągnęłam progres na zupełnie innych poziomach niż przez te wcześniejsze lata. A biżuterią zajmuję się już 17 lat.

Postęp jest rzeczywiście widoczny.

Bo daję się z siebie naprawdę wszystko. Raz się żyje! (śmiech) Odkąd idę za głosem mojego ja, to jakby nagle świat się przede mną otworzył – zaczęły napływać zamówienia, kilka muzeów zakupiło moje prace do własnych kolekcji, moje prace zostały zakwalifikowane na ważne wystawy, m.in. JOYA Barcelona Art Jewellery & Objects i Artistar Jewels Milano Jewelry Week. To „bywanie” wiele mnie nauczyło – wiele się dowiedziałam o sobie samej, o tym, co chcę dalej robić, i jak funkcjonuje świat biżuterii współczesnej, w którym chcę jeszcze silniej zaistnieć. Wracam z tych imprez i jeszcze bardziej chce mi się działać, jestem „nakręcona” nowymi pomysłami. Dostaję tam też niesamowitą dawkę dobrej energii – wiele osób ceni moje prace nie tylko za design i innowację, ale też emocje, które w nie wkładam. Warto więc być autentycznym w tym, co się robi. Warto znaleźć w sobie luz i przestrzeń w głowie, zaufać własnej intuicji – ja nie słucham się już właściwie nikogo, a już na pewno nie tzw. profesjonalistów. Dobre słowa słyszę od osób z branży, ale te najcenniejsze są od osób, które nie zajmują się zawodowo biżuterią – i to jest dla mnie najcenniejsze, bo przecież właśnie dla nich tworzę biżuterię.

Biżuterię da się zrobić ze wszystkiego?

Absolutnie. Ja potrafię ją zrobić nawet „z niczego” (śmiech). Pewnie dlatego, że zaczynałam „od niczego” – musiałam poszukiwać własnych rozwiązań możliwych do zastosowania dla materiałów, na które mogłam sobie pozwolić. Obecnie używam materiałów z różnych sfer, absorbuje mnie na przykład świat podniebny – wszystkie narzędzia , za pomocą których można osiągnąć niezwykłe efekty. Z tych materiałów mogę zrobić wszystko, co podpowiada mi wyobraźnia. Obecnie zastanawiam się, jak można przenieść na biżuterię materiały stosowane przy budowie szybowców. Pasowałyby do mojej biżuterii, bo są lekkie i trwałe i można z nich zrobić właściwie wszystko.

Jak się mają szybowce do biżuterii???

Dla mnie liczą się przede wszystkim ich właściwości – ale nie te fizyczne czy chemiczne, ale te, które czynią je przydatnymi w biżuterii. Często tak się zdarza, że widzę jakiś materiał i bynajmniej nie pytam, co to jest, tylko sprawdzam, czy jej kolor, faktura, lekkość nadają się do biżuterii. Biżuterii, która ma być dobrze zakomponowana, lekka i użytkowa – reszta nie ma znaczenia. Mnie inspiruje wszystko, we wszystkim widzę potencjał. Najważniejszy jest dobry pomysł i jego realizacja – by powstał obiekt, który będzie biżuterią. Albo rzeźbą – bo w tej funkcji moja biżuteria też się świetnie sprawdza: jest bardzo przestrzenna, sprawia wrażenie ciężkiej, a tak naprawdę jest lekka. Często słyszę pytanie, jak ja to robię?

I jak to robisz?

Biorę nożyczki, szczypce, to i tamto, tu połączę, tam przeszyję (śmiech). Tak naprawdę to wszystko samo z siebie wynika (śmiech). A tak poważnie: brzmi prosto, ale to naprawdę ciężka praca, efekt wieloletnich poszukiwań i doświadczeń. I mojego indywidualnego wyczucia smaku. Bardzo lubię asymetrię – zresztą u mnie wszystko jest „do góry nogami” i ja to kocham. Co więcej, zauważyłam, że im bardziej „wystrzelone w kosmos” są prace, tym odbiorcy są bardziej zadowoleni. Mam wrażenie, że utrafiłam w gusta tych, którzy pragną mieć biżuterię, jakiej nie będzie miał nikt inny. Także dlatego moja biżuteria nazywa się niszowa – już nawet nie autorska czy designerska, co zresztą samo w sobie czyni ją niszową. Wymyśliłam nawet określenie Niszolandia – które odnosi się nie tylko do biżuterii, ale też innych sfer mojego życia. Nad realizacjami pomysłów pracuję tak długo aż osiągnę pełne zadowolenie. Czasem słyszę pytanie, ile czasu poświęcam na wykonanie biżuterii? Ja tego nie wiem – tyle, ile trzeba. Lubię też pytanie o to, co jest dla mnie inspiracją? (śmiech). Ale nic nie przebije pytania, co biorę (śmiech).

Czy to jest już sukces?

Nie wiem, co to znaczy. Cieszę się z tego, co osiągnęłam, i pracuję ciężko, by w przyszłości powstawały jeszcze ciekawsze realizacje.