Bursztynowy świat usłyszał o niej w 2012 roku i od razu zachwycił się proponowanym przez nią nowym wizerunkiem bursztynu łączącym w sobie tradycje rzemiosła z nowoczesnością przestrzennych i subtelnych form. Skąd przyszła i dokąd zmierza?

Od stycznia Gin Atelier przestał być duetem. Dlaczego?
 
Jak to niestety często bywa, w pewnym momencie współpraca przestaje się układać. Na to – jak w związku z kilkuletnim stażem – nakłada się różnica charakterów i rozbieżne wizje przyszłości (śmiech). Rozstanie było bolesne przede wszystkim emocjonalnie, zawodowo poszło łatwiej, bo tak naprawdę pod nazwą Gin Atelier każda z nas oferowała swoje własne wzory.

Jaka jest Twoja wizja zawodowej przyszłości?

Moja wizja to ciężka praca, niekoniecznie nastawiona na natychmiastowe efekty. Na szczęście w moim przypadku nie kazały one na siebie zbyt długo czekać (śmiech). W dość krótkim czasie udało mi się wypracować własny, dość charakterystyczny – tak mi się przynajmniej wydaje – styl. Głównie dzięki satynowanym przestrzennym formom ze srebra, które zostały dobrze przyjęte przez rynek. Jak również dzięki wysokiej jakości ręcznego wykonania, co czyni biżuterię z bursztynem bardziej ekskluzywną. A przy obecnych, horrendalnie wysokich cenach bursztynu, właściwie tylko taka ma szanse znaleźć nabywcę. Pracuję w zawodzie od ponad 20 lat, a teraz mam poczucie, że jestem w najlepszym zawodowo okresie – i nie chcę tego zmarnować.

Od 20 lat?

Tak. Od dziecka wiedziałam, że chcę robić biżuterię. Akurat kiedy skończyłam podstawówkę, zamknięto klasę jubilerską w liceum profilowanym w Gdańsku-Brzeźnie. Poszłam do klasy wielozawodowej , gdzie uczono również jubilerstwa, by to moje marzenie spełnić. Pracowałam w trzech firmach jubilerskich – jedne wspominam lepiej, inne gorzej. Ale we wszystkich wiele się nauczyłam: zarówno zawodu, jak i wyczucia rynku. I oczywiście w każdej dostałam niezłą szkołę życia (śmiech). Długo nie czułam się na siłach, by pracować pod własnym szyldem. Dopiero w 20011 r. po urlopie wychowawczym poczułam, że to jest ten moment: teraz albo nigdy. Wtedy na mojej zawodowej drodze pojawiła się Emilka (Górna, z którą przez 3 lata współpracowała pod szyldem Gin Atelier – przyp. red.), dzięki której wchodzenie w tę wymarzoną samodzielność stało się nieco łatwiejsze. To był okres nawiązywania pierwszych samodzielnych kontaktów handlowych oraz lepszego poznawania środowiska bursztynniczego. Wiele się dowiedziałam również o sobie, dzięki temu, że miałam okazję skonfrontować mój styl pracy i myślenia z innymi. To mi dodało pewności siebie, pozwoliło poznać własne mocne i słabe strony.

Jak wypadłaś w tej konfrontacji?

Całkiem nieźle (śmiech). Jestem bardzo sprawna technicznie, umiem zrobić  właściwie każdą rzecz, jaką zobaczę, bo od razu wiem, jak to zostało zrobione. Na szczęście nie muszę niczego odtwarzać, bo mam też głowę pełną własnych pomysłów – powoli je realizuję i sonduję rynek. Nie chciałabym żadnego z nich spalić, zbyt wcześnie konfrontując z nimi odbiorcę. Tym bardziej, że są one dość charakterystyczne i odmienne od proponowanego dotychczas wzornictwa biżuterii z bursztynem.

Klienci poszukują przecież nowości…

…ale też się ich boją, zwłaszcza kiedy jest to zupełnie nowe wzornictwo i do tego jeszcze nowe nazwisko, jak w moim przypadku. Zauważyłam, że pierwsze zamówienia składane są bardzo ostrożnie, za to przy następnych klienci już nie mają oporów.  Nawet cena mojej biżuterii, podyktowana wysokimi cenami bursztynu i pracy ręcznej, już ich nie odstrasza. Więc wszystko gra (śmiech).

Dlaczego zdecydowałaś się na bursztyn?

Bo jest najpiękniejszy! Kiedyś wcale mi się nie podobał, bo w mojej pierwszej pracy przed długi czas miałam do czynienia z kamieniami palonymi i łuskowanymi . Pokochałam go dopiero u mojego drugiego pracodawcy, gdzie wykorzystywano jego naturalne formy. I tak mi już zostało (śmiech).  U mnie wszystko zaczyna się od bursztynu: on jest podstawą wszystkich moich kolekcji. Uwielbiam go łączyć także z innymi naturalnymi kamieniami: granatami, cytrynami, oliwinami, kwarcami dymnymi. Lubię tworzyć kolorystyczne kontrasty, dzięki którym biżuteria staje się bardziej wyrazista. Ale to bursztyn jest zawsze głównym bohaterem. Oprawy dobierane są tak, by jak najlepiej wyeksponować jego piękno. Kupuję już wyselekcjonowane, pojedyncze bryłki  od dostawcy, który zna moje preferencje i odkłada je specjalnie dla mnie. Te najpiękniejsze z najpiękniejszych czekają zazwyczaj na Amberif, bo tam przyjeżdża najwięcej koneserów. Biżuteria, której poświęciłam wiele godzin pracy, „znika” ze stoiska w ciągu 2-3 godzin tuż po otwarciu. Mnie to cieszy nie tylko z powodów komercyjnych, stale jeszcze potrzebuję potwierdzenia, że ten mój zawodowy „coming out” to była dobra decyzja. Nawet jeśli dobrze wiem, że nie było innej możliwości, bo biżuteria to moja największa pasja.  

To będzie Twój pierwszy „samodzielny” Amberif. Co pokażesz?

W nowych kolekcjach postawiłam na kontynuację dotychczasowej stylistyki, choć oczywiście każdy wzór jest niepowtarzalny, jak niepowtarzalna jest każda bryłka bursztynu. Nowością będzie kolekcja srebrnej biżuterii z bursztynu z dodatkiem złota i diamentów.  To moja pierwsza „złota” kolekcja, więc mam trochę obaw, czy zostanie dobrze przyjęta… Mam nadzieję, że tak, bo moim marzeniem jest prawdziwie ekskluzywna biżuteria z bursztynem – ten wyjątkowy kamień zasługuje na wyjątkową oprawę. I w tym kierunku będę zmierzać.