Od 6 lipca w Arkadach Kubickiego można oglądać wystawę prac Lucjana Myrty, znanego sopockiego mistrza sztuki bursztynniczej odznaczonego Medalem Gloria Artis przyznawanego osobom zasłużonym dla kultury. Rozmawiamy o obecnej i planowanych wystawach, innym spojrzeniu na bursztyn oraz największej na świecie bursztynowej kolekcji.

Czy to Pana pierwsza wystawa w Warszawie?

Tak, więc tym bardziej traktuję to zaproszenie jako szczególny zaszczyt. Doszła ona do skutku z rekomendacji prof. Władysława Bartoszewskiego, który objął patronatem moje dwie poprzednie wystawy w Neuenstadt w 2005 r. i na Wawelu w 2007 r. Przy organizowaniu warszawskiej wystawy przyświecała mi idea charytatywności: wstęp jest bezpłatny. Zależało mi bowiem na tym, aby możliwie szerokiej rzeszy publiczności pokazać, jak wiele można zrobić z bursztynu. I że sztuka użytkowa z bursztynu to nie tylko dzieła mistrzów sprzed 300 lat.
Choć z przyjemnością nawiązuję do złotego wieku gdańskiego, coraz bardziej odchodzę od postrzegania bursztynu jako materiału służącego do wykonywania przedmiotów sztuki użytkowej: szkatuł, pater czy świeczników. Szukam innej drogi i sposobu przekazania różnych idei przy jego pomocy, skupiając się głównie jednak na malowaniu bursztynem. Zakochałem się w jego gamie barw i – jak mawiają Rosjanie – pejzażności. Widać to dobrze na przykładzie kabinetu Ptasi Raj, gdzie wykorzystałem wręcz nieograniczone możliwości barwne bursztynu. I wtedy pomyślałem, że są one większe niż najbogatsza nawet paleta farb. Jestem obecnie zafascynowany abstrakcją i sztuką współczesną. Może taka właśnie ma być kolej rzeczy...?

...opanowanie do perfekcji dawnych technik rzemiosła bursztynniczego, by ostatecznie oddać hołd sztuce współczesnej?

Pamiętam komplet Ermitaż, na który składały się świeczniki i zegar, jak również i szkatułę Mauchera, którą odnawiałem na zlecenie Muzeum Zamkowego w Malborku – było to dla mnie niesamowite wyzwanie rzemieślnicze. Bo jak można tworzyć, nie opanowawszy warsztatu? Od jakiegoś czasu zacząłem się bardziej interesować sztuką współczesną i odkryłem dotychczas właściwie nieznany dla mnie obszar.

Czy ten nowy kierunek jest reprezentowany na wystawie?

Będą tam nowe obrazy przedstawiające martwą naturę oraz współczesne obrazy abstrakcyjne. Jednak ze względu na ograniczenia architektoniczne – gabloty mają szerokość 1 m – niektóre z eksponatów pokażę tylko na otwarciu w dniu 16 lipca na hallu Arkad.

Nurtuje mnie, dlaczego tak często inspiruje się Pan istniejącymi już mniej lub bardziej znanymi pracami dawnych mistrzów?

Ponieważ za każdym razem jest to dla mnie ogromne wyzwanie. Uważam, że odtwarzanie dzieł – zwłaszcza dawnych mistrzów – uczy pokory. Co więcej, moim zdaniem każdy powinien najpierw spróbować odtwórstwa, aby potem podążać własną drogą. Te inspiracje traktuję też jako formę szacunku dla wielkich mistrzów. Prace, nawet jeśli powstały z inspiracji, w moim przypadku nigdy nie są tylko czystym odtwórstwem – wymagają inwencji twórczej i dużej biegłości technicznej. Podjąłem się wykonania szkatuły Adrianna z bursztynu ze względu na nieograniczoną gamę kolorystyczną oraz delikatność materiału. W czasie prac musiałem przełamać pewne bariery technologiczne: dawni mistrzowie robili drewniane ścianki, a ja robię samonośne. Dobrym przykładem jest tutaj także Skarbiec, który w trakcie trwających 12 lat prac „wymknął się spod kontroli”. Wyszedłem od pierwowzoru, który miał szerokość 2 metrów, i potem starałem się zachować proporcje. Zaczynając, nie wiedziałem, jak będzie wyglądało gotowe dzieło. Pod żadnym względem nie jest on jednak kopią – jest unikatowy zarówno pod względem formy, jak i treści. Dla mnie zawsze bohaterem był bursztyn wykorzystywany jako pewna forma przekazu. Bursztynowy Skarbiec jest opowieścią o największym z ludzi o cieśli z Nazateretu, o tym jak nauczał i uzdrawiał.

A skąd zamiłowanie do dzieł monumentalnych?

Każdy, kto zajmuje się bursztynem, marzy o dużej bryle. Czy nie byłoby grzechem, robić małe przedmioty z dużych, pięknych kawałków? Odkładałem najpiękniejsze i największe bryły, by uchwycić ich wyjątkowość. Szkatuła Mauchera, Adrianna, Ewelina – są większe od oryginałów zaledwie o kilka procent. Więc gdzie tu monumentalizm? Mam już pierwsze komentarze do mojej wystawy w Warszawie: we wnętrzach Arkad Kubickiego wszystko się zminiaturyzowało!

Mówi się, że Pana kolekcja bursztynu jest największa na świecie.

I tak jest! Gromadziłem ją przez 40 lat. W książce dr. Alfreda Rhode, przedwojennego dyrektora Muzeum Pruskiego w Królewcu, jest spis prawie wszystkich dużych zabytków bursztynowych – i to właśnie jest skala porównawcza. Moją kolekcję należy postrzegać jako zbiór szkatuł czy okazów inkluzji, jak również przedmiotów wykonanych z dużych brył – nie pod względem ilości zgromadzonych eksponatów. Gromadzę je nie po to, by się chwalić, tylko dlatego, że jest to pasja mojego życia.

Jak Pan ocenia minione 41 lat pracy?

Trudno mi mówić o własnych osiągnięciach. W Biblii jest napisane: „Niech cię inni chwalą a nie usta twoje” – dlatego ocenę pozostawiam innym. Praca daje mi ogromną satysfakcję. Szczególnie kiedy widzę reakcje osób odwiedzających moje wystawy – proszę mi wierzyć, czasem są to naprawdę głębokie, nieskrywane emocje. Wystarczy zresztą poczytać wpisy do ksiąg pamiątkowych, jak np: „Wyszliśmy lepszymi niż przyszliśmy” czy „Zwiedziłem cały świat, ale nie zdawałem sobie sprawy, że coś takiego istnieje” oraz „Gdyby Niemcy mieli taki skarbiec, to by cały świat o tym wiedział”. A więc to działa! Piękno bursztynu i ogrom pracy włożonej w stworzenie tych obiektów skłania do pozytywnej refleksji. Księgi pamiątkowe towarzyszą każdej mojej wystawie. I wszystkie przechowuję.

Jakie będą następne przystanki tej wystawy?

Na Zamku Królewskim w Warszawie znajduje się duża część kolekcji i pozostanie tam do sierpnia. Wszystko wskazuje na to, że potem wróci do Sopotu, by na początku października pojechać po raz kolejny do Neuenstadt w Niemczech, gdzie dyrektor Museum im Schafstall Hubert Sawatzki zamierza zorganizować wystawę swojego życia. Otwarcia dokonają minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski oraz minister kultury Niemiec Bernd Neumann. Polski minister objął swoim patronatem wszystkie trzy wystawy: w Warszawie, Neuenstadt i Krakowie. Latem 2010 wystawa wraca na Wawel, by tam towarzyszyć obchodom Roku Chopinowskiego. Jak dalej potoczą się jej losy, zobaczymy. Obecnie prowadzone są rozmowy z miastem Sopot na temat pokazania tej wystawy w Centrum Haffnera. Być może zostanie powołana fundacja, by organizować wystawy i pomagać w promocji bursztynu na świecie.
Tymczasem do października w hallu Muzeum Miasta Gdyni można oglądać wykończony cabinet angielski o wysokości 4,03 m. Obecnie kończę także szafkę gdańską, która najprawdopodobniej będzie pokazana także na otwarciu wystawy w Warszawie. Tam też będzie pokazany cykl obrazów „Kobiety mojego życia”, czyli mama, córki i żona.


Więcej informacji:
www.myrtaamberart.com