Georg Laue, antykwariusz z Monachium, miłośnik bursztynu i kurator licznych wystaw o tematyce bursztynniczej opowiada o swojej pasji oraz powodach, dla których zdecydował się sprzedać rodzinną kolekcję do Muzeum Bursztynu w Gdańsku.

Wygląda na to, że zaangażował się Pan emocjonalnie we współpracę z Muzeum Bursztynu...

To fakt. Co prawda na początku kontaktów, kiedy znaliśmy się tylko poprzez telefon i emaile, towarzyszyła nam spora doza niepewności i zabezpieczaliśmy się starannie skonstruowanymi umowami. Obecnie udało nam się zbudować wzajemne zaufanie i dlatego wszystko odbywa się dużo łatwiej i przyjemniej.

Czytając informacje na Pana temat, odniosłam wrażenie, że generalnie wkłada Pan wiele emocji w swój zawód.

Rzeczywiście, nie traktuję mojego zawodu tylko i wyłącznie w kategorii handlu antykami – przede wszystkim jestem historykiem sztuki i naukowcem, kolekcjonerem sztuki i jej miłośnikiem. Gdybym był tylko typowym antykwariuszem, zapewne nie robiło by mi większej różnicy, komu i co sprzedaję. Starannie wyszukuję przedmioty, które nabywam, poszukuję dokumentacji na ich temat. Dość szybko wiążę się z nimi emocjonalnie i może dlatego tak trudno mi się z nimi potem rozstać – tym bardziej, że oferta mojej kunstkamery jest mocno wyselekcjonowana i przez to ograniczona. I wtedy serce kolekcjonera cierpi, a rozum antykwariusza nakazuje sprzedać, by znowu można było kupić nowe obiekty. Łatwiej mi znieść tę rozłąkę, kiedy wiem, że przechodzą one w dobre ręce. Tak jak w Muzeum Bursztynu, gdzie będą prezentowane szerokiej publiczności w atrakcyjnym otoczeniu jako część naprawdę ciekawej kolekcji.

Czy rzeczywiście miało to dla Pana znaczenie, komu zostaną te obiekty sprzedane?

Generalnie na rynku jest niewiele historycznych obiektów bursztynowych i zainteresowanie nimi jest znacznie większe niż liczba dostępnych egzemplarzy. Miałem kilka równoległych ofert kupna tej kolekcji, wcześniej sprzedałem pojedyncze obiekty do Victoria & Albert Museum w Londynie, Metropolitan Museum w Nowym Jorku oraz do Francji. Jednak w przypadku pozostałej znacznej części kolekcji i najbardziej wartościowych obiektów powstałych w Gdańsku, Prusach Zachodnich czy Wschodnich, w tym m.in. sygnowanego bursztynowego kabinetu, zależało mi, aby – jeśli już dojdzie do sprzedaży – znalazły się one z powrotem w Gdańsku. Przebywając dłużej w bazylice mariackiej w Gdańsku zrozumiałem, że wiele jest w tym mieście świadectw wspólnej przeszłości i przenikania się dwóch kultur – niemieckiej i polskiej. Cieszę się, że mogłem się przyczynić do umocnienia tej tradycji. Dzięki sztuce czasem łatwiej nam się porozumieć niż politykom.

Kolekcja, która trafiła do Muzeum Bursztynu w Gdańsku, zdaje się być dla Pana szczególnie cenna...
Zbiór ten był gromadzony w mojej rodzinie przez trzy generacje. Mój ojciec był szczególnym miłośnikiem historycznych obiektów bursztynowych – kontynuował rodzinną tradycję i poszerzał istniejącą już kolekcję odziedziczoną po rodzicach żony.
Gdańsk obok Królewca był w czasach renesansu i baroku ważnym centrum obróbki bursztynu i dlatego uznałem, że będzie doskonałym miejscem prezentacji bursztynowych skarbów mojej rodziny.

Podobno bursztyn jest Pana ulubionym materiałem...

To prawda. Ta fascynacja jest zresztą rodzinna. Część mojej rodziny pochodzi z Prus Wschodnich i musiała uciekać na zachód w 1945 roku. Mój dziadek często jeździł w wakacje do Królewca odwiedzać swoich dziadków. Temat bursztynu zawsze istniał w naszej rodzinie i manifestował się przede wszystkim pod postacią zainteresowania historią sztuki bursztynniczej i kolekcjonowaniem obiektów z tamtego okresu. Widać przekazano mi tę miłość do bursztynu w genach, bo moja praca dyplomowa była właśnie o bursztynie oraz obiektach bursztynowych w kunstkamerach i gabinetach osobliwości w XVI i XVII wieku. Dzięki tej specjalizacji byłem zapraszany jako kurator licznych wystaw muzealnych o tej tematyce, m.in. w Muzeum Prus Wschodnich w Lüneburgu, Muzeum Historii Sztuki w Wiedniu, Muzeum Górnictwa w Bochum oraz Państwowych Zbiorach Mineralogicznych w Monachium.

To zaskakujące, tym bardziej, że bursztyn generalnie nie cieszy się zbytnim zainteresowaniem w Niemczech.
To fakt. Jednak jestem przekonany, że trzeba wyszukiwać sobie tematy, obiekty czy materiały, które nie są zbyt popularne i znane. Być może to zainteresowanie jest tak niewielkie, ponieważ tak naprawdę mało jest obiektów historycznych wykonanych z bursztynu. Kiedy byłem kuratorem wystawy bursztynowej w Nowym Jorku, okazało się, że przyszło wiele osób, które w ogóle nie wiedziały, co to jest bursztyn. Mimo to – a może właśnie dlatego – wystawa okazała się ogromnym sukcesem. Była ona dość nietypowa– wspaniały kontrast dla renesansowych i barokowych obiektów bursztynniczych stanowiły współczesne obrazy Siegmara Polke.
Niemniej jednak mam wrażenie, że bursztyn przeżywa w ostatnim okresie swoisty renesans – w ostatnim czasie odbyło się kilka wystaw, w ciągu ostatnich dwóch lat na rynku wydawniczym ukazały się cztery książki, m.in. ta o Muzeum Bursztynu w Gdańsku. W porównaniu z ostatnimi 20 latami, kiedy to wydano tylko jeden katalog, jest to na pewno ogromny sukces.

Który obiekt z najnowszej kolekcji w Muzeum Bursztynu jest najcenniejszy?

Zdecydowanie Zernebach. Na całym świecie istnieje 5 znanych sygnowanych obiektów o gdańskim rodowodzie. Prawdopodobnie był on prezentem dyplomatycznym. Podobny kabinet można oglądać w Victoria & Albert Museum w Londynie. Tym bardziej się cieszę, że jest on częścią kolekcji Muzeum Bursztynu w Gdańsku. Pozostałe eksponaty, choć znacznie mniejsze, też są ważne i wartościowe: gra we flirt, szkatułka czy fajka.

Czy to Pana pierwsza wizyta w Gdańsku?
Nie, jestem tu już po raz czwarty. Nigdy nie zapomnę jednak mojej pierwszej wizyty w tym mieście, ponieważ miała w sobie coś wyjątkowo magicznego i romantycznego. Nawet nie sądziłem, że takie miasto w ogóle istnieje! Czułem się trochę jak w innym wymiarze czasowym, trochę jak w Wenecji, zwłaszcza spacerując wieczorem. Może to też jeden z powodów...  


Więcej informacji:
Kunstkammer Georg Laue