Michael Zobel, projektant biżuterii zaliczany do ścisłej światowej czołówki, został zaproszony przez organizatora targów Amber Trip do udziału w jury organizowanego po raz pierwszy międzynarodowego konkursu artystycznego. W czasie targów odbyło się także seminarium, w którym – w formie wywiadu prowadzonego przez Giedymina Jabłońskiego – dokonano podsumowania 40-letniego dorobku artystycznego Michaela Zobla. Nam opowiedział on o swoich bursztynowych fascynacjach.

Czy znalazł Pan tu na targach Amber Trip jakieś ciekawe bursztyny?
Michael Zobel: Tak, kupiłem kilka bursztynowych różyczek, bo zachwyciły mnie swoją urodą.

Wiadomo już, co z nich powstanie?
Oczywiście! Zazwyczaj kiedy widzę kamień, to od razu wiem, jak mógłbym go oprawić.

Czy mimo przekazania pracowni następcy nadal tworzy Pan jeszcze biżuterię?

Trzy lata temu stery w Atelier Zobel przekazałem Peterowi Schmidowi, który był moim uczniem i jestem bardzo zadowolony ze współpracy z nim. Ja nadal zaglądam do pracowni i mogę sobie popracować kiedy chcę – i to jest właśnie ta różnica! (śmiech) Nie chcę się jeszcze całkiem rozstawać z zawodem. Szczególnie że w tym roku Atelier Zobel obchodzi jubileusz 40-lecia – w sierpniu planujemy wystawę retrospektywną w pracowni w Konstancji oraz wydanie nowej, trzeciej już w naszym dorobku książki zatytułowanej „A do Zobel”. Na każdą literę alfabetu jest artykuł, np. A jak atelier, B jak beryl, D jak diament, G jak Gdańsk. W tym roku ogromnie dużo się dzieje i będzie działo... Właściwie mam teraz jeszcze mniej czasu niż przedtem.

To miłe, że Gdańsk i bursztyn są dla Pana na tyle ważne, że znajdzie się dla nich miejsce w tej książce.
Moje kontakty z Gdańskiem są nadal żywe poprzez zaprzyjaźnionego artystę Giedymina Jabłońskiego i komisarza targów Amberif Ewę Rachoń. Pamiętam, jak kilka lat temu Ewa przyszła na moje stoisko i patrząc na połączenie diamentów z bursztynem, powiedziała, że nigdy czegoś takiego nie widziała. Nie mogła widzieć, ponieważ bursztyn wykorzystuje się głównie w produkcji taniej biżuterii srebrnej. Tymczasem jest to tak piękny materiał, że aż go szkoda tak deprecjonować! Dla mnie doświadczenie pracy z bursztynem było fascynujące, a zwłaszcza zestawienie najtwardszego materiału, jakim jest diament, z jednym z najbardziej kruchych, czyli bursztynem. Postrzegam bursztyn jako kamień szlachetny – bo wszystkie piękne kamienie są szlachetne.

Przy czym bursztyn nie jest nawet kamieniem jubilerskim, tylko stwardniałą żywicą...
Ale on jest tak fascynująco piękny, że dla mnie jest szlachetny. Z okazji milenium odbyła się u nas wystawa biżuterii z bursztynem i wtedy, mając na myśli wiek bursztynu, powiedziałem: „Jedno tysiąclecie na 20 milionów lat”. Ta wystawa zrewolucjonizowała zarówno rynek, jak i myślenie o bursztynie, przynajmniej w Niemczech.

W Pańskiej biżuterii kamienie zdają się odgrywać decydującą rolę.
Kamień jest dla mnie centralnym elementem w biżuterii i to on często decyduje o ostatecznej formie ozdoby. Żeby osiągnąć swoistą harmonię, potrzebny jest fascynujący kamień o interesującym szlifie podkreślającym jego piękno, a dopiero potem można pracować w metalu. Zawsze fascynował mnie dialog między kamieniem a metalem, w który zostaje on oprawiony. I kontrast powstający dzięki zastosowaniu różnych materiałów, który pozwala osiągnąć harmonię. I to chyba jest kwintesencja biżuterii.

Jakich innych materiałów chętnie Pan używa?
Różnych, w zależności od okresów działalności i trendów mody. Swego czasu najbardziej lubiłem szmaragdy, zwłaszcza od momentu, kiedy odkryłem, że szmaragdy to nie tylko te klasyczne o ośmiokątnym szlifie szmaragdowym, ale także mleczne, mniej przejrzyste, pochodzące z Uralu czy z Indii. Chętnie używałem też rubinów i też niekoniecznie tych klasycznie pięknych. Potem odkryłem bursztyn, tylko częściowo szlifowany i polerowany, pozwalający zajrzeć do swojego wnętrza. Było ich naprawdę wiele i wszystkie starałem się w wyjątkowy sposób oprawić.

Nazwisko Zobel jest obecnie zaliczane do czołówki światowej sztuki jubilerskiej.
Trudno mi to oceniać, ale jeśli tak jest, to jest mi naprawdę bardzo miło. Od 40 lat pragniemy zaspokajać potrzeby estetyczne indywidualnego i wyszukanego gustu zarówno kobiet, jak i mężczyzn, wprowadzając odbiorcę w artystyczny świat. Niedawno na aukcjach domów aukcyjnych widziałem moje prace sprzed 20-30 lat w cenach o co najmniej połowę wyższych niż pierwotne. Czytałem też, że biżuteria z Atelier Zobel jest atrakcyjną inwestycją w dziedzinie sztuki, przynajmniej na rynku niemieckim. Osobiście nie kupiłbym kobiecie biżuterii tylko dlatego, że jest to dobra inwestycja kapitału, bo najważniejsze jest, aby sprawiła ona przyjemność obdarowanej i mi w roli obdarowującego oczywiście też. Niemniej jednak bardzo mnie takie informacje cieszą.

Jak Pan reaguje, widząc kobietę w swojej biżuterii?
Gratuluję jej wyboru (śmiech)...


Więcej informacji:
Atelier Zobel

Fot. Atelier Zobel