Urzędnicy państwowi prześcigają się w szacunkach, ile bursztynu będzie można wydobyć w miejscu przekopu Mierzei Wiślanej i mówią nawet o 900 mln zysku. Wszyscy czekamy w wielkim napięciu na wyniki kolejnych ekspertyz, ale też z pewną obawą, ponieważ rzeczywistość zdaje się mocno odbiegać od roztaczanych wizji…

Jak deklaruje Gdański Urząd Morski, pod koniec marca mają zakończyć się prowadzone aktualnie dodatkowe analizy geologiczne, które mają wykazać, jaki procent odkrytego złoża będzie możliwy do wydobycia w ramach prac prowadzonych w trakcie budowy kanału przecinającego Mierzeję Wiślaną i na podstawie których zostanie podjęta ewentualna decyzja o wystąpienie o przyznanie koncesji na wydobycie. Czy potwierdzą się informacje podawane nie tylko przez media – na tyle często, że chyba wszyscy w to zdążyli uwierzyć – o tym, że jest tam surowiec bursztynowy o wartości ok. 900 mln zł…?

Pod koniec lutego kraj obiegła informacja, że „cenny materiał odkryto podczas wykonywania przekopu Mierzei Wiślanej”, tymczasem o ich istnieniu wiadomo już co najmniej od lat 80. ubiegłego wieku. Ze znajdującej się w Centralnym Archiwum Geologicznym „Dokumentacji geologicznej złóż bursztynu Kąty Rybackie” zatwierdzonej pod koniec stycznia 2019 r. wynika, że znajduje się tam niespełna 7 ton surowca. Zdaniem Michała Kowalskiego, geologa wojewódzkiego w Urzędzie Marszałkowskim w Gdańsku, trudno bazować na ich wynikach: „Dwa pola złożowe są rozpoznane wstępnie, więc na tej podstawie nie da się niczego wiarygodnie oszacować. Co więcej, zawartość bursztynu w otworach nie spełniała tzw. granicznych wartości parametrów definiujących złoże i jego granic dla poszczególnych kopalin określonych w rozporządzeniu ministra środowiska, co dodatkowo czyni te wyniki mało wiarygodnymi”.

Dokumentacja wynikowa jest w kat. D, a to oznacza, że błąd oszacowania średnich wartości parametrów złoża i zasobów może przekraczać 40%. Na jej podstawie nie można starać się o koncesję wydobywczą – upoważnia do tego dopiero dokumentacja w wyższych kategoriach – od C1 wzwyż. Czy uda się podwyższyć kategorię złóż, zależy od wyników przeprowadzanych właśnie badań. Nawet jeśli zapadnie decyzja o ich eksploatacji, trudno będzie uzyskać spodziewanych 900 mln zł zysku – występujący tam bursztyn jest drobny, a więc mało atrakcyjny dla przemysłu jubilerskiego, a co za tym idzie nie ma on zbyt dużej wartości.

„O tym, że na Mierzei Wiślanej bursztyn występuje, bursztyniarze wiedzą od dawna. Zakładam, że podobnie jak w innych złożach, również i tam będzie dominował drobny surowiec – obecnie w cenie rynkowej 50-80 zł. Zapewne jakaś część, ale raczej niewielka – bo taka jest po prostu uroda surowca z polskich złóż – to będą kawałki większe, ok. 20 g, za które w jakości jubilerskiej płaci się dziś ok. 4 000 zł. Choćby nie wiem jak liczyć, 900 mln się z tego nie uzyska…” – podsumował Krzysztof Twardowski, zajmujący się zawodowo poszukiwaniem i poławianiem bursztynu od ponad 20 lat.