NAC Amber: bursztyn wiśniowy, koniakowy z łuską oraz naturalny (mleczny)

To bardzo popularne kolory bursztynu. Tak bardzo, że niektórzy są nawet przekonani, że koniakowy to jedyny kolor naturalnego bursztynu… Nic bardziej mylnego! Jak zabarwia się bursztyn i po co?

Odpowiedź na to drugie pytanie jest prosta: bo właśnie tego domaga się rynek, który bardziej niż klasyczne piękno natury ceni sobie nowości – ciągle i ciągle… A jak tu zaskoczyć kogoś, dla kogo przebogata gama kolorystyczna naturalnego bursztynu to mało? Zaczęto więc eksperymentować, by zaproponować odbiorcom coś nowego i w założeniu atrakcyjnego. Pomysł barwionego bursztynu chwycił szybko, zwłaszcza na rynku amerykańskim, który wręcz oszalał na punkcie koniaku. Koniak opanował nie tylko rynki, ale i ludzką świadomość, budując przekonanie (podsycane zapewne przez samych producentów), że to właśnie tak wygląda naturalny bursztyn.

Otóż tak nie jest. Zgodnie z nomenklaturą Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników (wzorowaną na nomenklaturze międzynarodowej organizacji jubilerskiej CIBJO) bursztynem naturalnym nazywamy taki, który został poddany jedynie obróbce mechanicznej, czyli  szlifowany, polerowany czy też cięty. Wymuszanie nienaturalnych dla bursztynu zabarwień to poprawianie lub modyfikacja, dlatego taki bursztyn nazywa się poprawianym lub modyfikowanym.

Na czym ten zabieg polega? Na poddaniu obróbce termicznej i ciśnieniowej, które powodują zmianę właściwości fizycznych, tj. stopnia przezroczystości i barwy. Dokładnie wygląda to tak: wkładamy bursztyn do autoklawu*, by go wyklarować i wskutek działania temperatury i ciśnienia uzyskujemy kolor cytrynowy. By uzyskać koniak, musimy go jeszcze trochę mocniej wypalić, a jak go tak całkiem mocno wypalimy, to uzyskamy wiśnię. Ładna wiśnia, jest naprawdę ciekawa – prezentuje się wyjątkowo atrakcyjnie. Ale koniak nie cieszy się zbytnim powodzeniem, jeśli nie ma w środku łuski.  Albo najlepiej wielu łusek. W pewnej sieci sklepów panie sprzedawczynie opowiadają, że łuski to dowód na prawdziwość bursztynu i jego bałtyckie pochodzenie: „ryba przepływała, łuskę zgubiła, a ta wpadła do bursztynka i już tak została”. Drogie panie, ta łuska jest nie z ryby, tylko z autoklawu. Trzeba bursztyn w autoklawie mocno nagrzać i poddać działaniu gazu, a potem raptownie wszystko odłączyć – wtedy bursztyn zacznie pękać, wskutek czego w jego wnętrzu pojawią się łuski.

Uzyskanie ładnych kolorów i ładnych łusek wcale nie jest proste – to lata doświadczeń i kilogramy popsutego surowca wielu producentów. A jako że właściwie każdy z nich dochodził do tego sam, niechętnie dzieli się wiedzą na ten temat. Więc nie ma sensu pytać, jaki gaz, jaka temperatura i jaki czas. Za to w sklepie warto pytać o wszystko.

Generalnie poprawiane kamienie jubilerskie są tańsze niż naturalne, ale w przypadku bursztynu ta zasada nie zawsze się sprawdza. Kłopot w tym, że kupowanie surowca bursztynowego jest trochę jak kupowanie kota w worku: każda bryłka jest inna, a do tego bardzo często pokryta nieprzezroczystą korą, więc nie wiadomo, jaki ten bursztyn jest w środku. Jeśli producent będzie miał szczęście, znajdzie tam piękne kawałki, których nie trzeba będzie poprawiać, jeśli fortuna mu nie dopisze, będzie go musiał poddać procesowi autoklawowania. Nie dosyć, że za surowiec, niezależnie od jakości, zapłaci tę samą cenę (cena zależy od przedziału wagowego bryłek), to jeszcze będzie musiał zainwestować w modyfikację. Więc taniej raczej nie będzie.

* autoklaw to hermetycznie zamknięte urządzenie do przeprowadzania procesów chemicznych wytrzymałe na wysokie temperatury i ciśnienie. Wcześniej do wypalania bursztynu służyły… piekarniki i prodiże.